Moi trybuci ^^

wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział IV- Większe zło

Ehh... znowu to moje "tworzenie" trwało całą wieczność, ale udało się i oto przed wami rozdział 4! Przy okazji pragnę podziękować aż pięciu osobom za nominację do Liebster Awards! Emily Saws, Vivienne Rosalie, Clove Alisson, Clove Connor i Yaela- serdecznie Wam dziękuję za to wyróżnienie! I przepraszam za brak odp. Nie myślcie sobie że zostałyście zignorowane! Po prostu zanim zdołałam zebrać własną listę osób i odpowiedzieć po pierwszej nominacji zostałam zasypana kolejnymi. I tak oto urosło mi już 55 pytań z początkowych 11. Oczywiście zamierzam na nie odpowiedzieć bez wyjątków i wkrótce również moje nominacje zostaną opublikowane! Dziękuję raz jeszcze!
A piosenka na dziś to Alone in heaven które zaszczyt miałam usłyszeć na żywo w warszawskiej Progresji 3 listopada (i nadal nie zdołałam otrząsnąć się z szoku jaki wywarł na mnie ten wspaniały koncert) Kończąc ten mój monolog- Zapraszam do czytania.

-----------------------------------------------------------
Witaj w niebie! Czy wierzysz w to co tu widzisz?
Wieczna zima, lato miłości, wiosna czy jesień...
- To już nieważne
Samotny, zastanawiasz się, czy to może być niebo
Jeśli twoi przyjaciele płoną w piekle
                                                     
 -Alone in heaven



Pociąg do Kapitolu wyruszył punktualnie ze stacji w Siódemce. Wszytko wyglądało prawie tak samo jak zwykle: najpierw spakowano bagaże Johanny i Heather, oraz pozostawiono trybutów na 5 minut z rodziną, a następnie parada mieszkańców odprowadziła swoich przedstawicieli na peron. Zazwyczaj odbywało się to w ciszy i zadumie, niekiedy rozbłyskiwały w oczach łzy, a wylosowani nieszczęśnicy opuszczali rodzinne strony ze spuszczoną głową, bólem w sercu i rezygnacją. Tym razem jednak trzynastoletnia Jasminne ani myślała pogrążyć się w samotności i z godnością odejść ku przeznaczeniu. Na oczach całego Panem zalała się łzami a na koniec zemdlała. Kiedy tylko ją ocucono w Pałacu Sprawiedliwości, od razu ponownie wybuchnęła płaczem. Żegnając się z matką owinęła się jej wokół szyi i kiedy minął czas spotkania strażnicy pokoju musieli odrywać ją siłą od rodzicielki. Teraz szła chwiejnym krokiem w stronę pociągu uwieszona dłoni starszego brata i głośno szlochała i pociągała nosem. Zewsząd rozbrzmiewały krzyki oburzenia pod adresem organizatorów, skazujących rodzeństwo na taki los, jednak ona nie zwracała na to uwagi. Kiedy wraz z Jasonem i eskortą strażników dotarli do wagonu, w progu którego stała już Johanna, zapłakana Jasminne zmierzyła wzrokiem swą mentorkę i ponownie wybuchnęła donośnym płaczem:
-Ja nie chcę, nieee chcceee- Zapierała się, kiedy kazano jej wsiadać- Czemu zabieracie nas razem?! Ja nie chcę z Jasonem! proszę!!!
Przypatrująca się całej sytuacji Mason nie wytrzymała. Wyrwała dziewczynkę z rąk jej obstawy i wzięła w objęcia. Początkowo blondynka usiłowała się wyszarpnąć i uciec, gdy jednak otrząsnęła się nieco z szoku i zrozumiała  że mentorka nie ma złych zamiarów niepewnie oplotła dłońmi jej szyję:
-Nie rycz- szepnęła jej do ucha Johanna- Jakoś z tego wyjdziemy. Będzie dobrze.
Chwilę później odwróciła młodą trybutke plecami do siebie, w stronę publiki i chwyciła za rękę jej starszego brata. Uniosła swą dłoń splecioną z palcami Jasona ku górze i zawołała:
-Wesprzyj nas siódmy dystrykcie!!!
Natychmiast odpowiedziała jej gama głosów skandujących imię trybutów, oraz jej własne, zmieszane z okrzykami "Niech szczęście wam sprzyja" i mnóstwem słów otuchy. Kącik ust Jasminne nieznacznie drgnął. Choć przed chwilą poczuła już na karku oddech śmierci, okrzyki płynące w jej stronę poprawiły trochę nastrój. Zobaczyła na stacji mnóstwo innych dzieci, które pewnie odetchnęły z ulgą, lecz teraz jednak głośno wołały, aby się nie poddawała. Postanowiła, że spełni ich prośbę. Przynajmniej spróbuje. I choć pewnie i tak umrze pierwszego dnia igrzysk, to Ci wszyscy ludzie będą z nią cały czas, aż do końca. wzięła brata za rękę i zniknęła w głębi wagonu. Pragnęła teraz odpocząć. I tak była zbyt roztrzęsiona i zszokowana, by móc racjonalnie przemyśleć cala sytuację.
Natomiast natchniony tłum jeszcze długo wspierał swych trubutów, nawet gdy drzwi pociągu zostały zamknięte wciąż rozbrzmiewały wokół imiona skazanych na arenę i ich mentorki.

Kiedy tylko ruszyli, Johanna udała się do swojego przedziału i opadła na fotel. Teraz czas na ciąg dalszy tego potwornego piekła - powtórka relacji z innych dystryktów. Serce jej drżało gdy włączała telewizor. Ujrzała na ekranie twarz Snowa snującego opowieść o poskromieniu trzynastki i rozbrzmiał hymn. Chwilę później widziała już jak na scenę pierwszego dystryktu wpada ochotniczka Glimmer, a za raz po niej Marvel. Podobnie w dwójce- żadnego losowania. Trybutami z wyboru zostali Caton i Clove. Johanna prychnęła z obrzydzeniem. Jak można coś takiego uznawać za honorowe? Z drugiej strony to przecież nie wina dzieciaków, tak im wpajano od zawsze. No trudno, zawodowcy to zawsze było ogromne zagrożenie. Tym razem bez wyjątków. Z resztą i tak nie miała nawet cienia nadziei na zwycięstwo swoich podopiecznych. W trójce odbyło się losowanie, a dzieci na które padło przypominały nieco blond rodzeństwo. Słabi, chuderlawi, niewyszkoleni i skazani na śmierć. Z czwórki za to wybrano Bridgette i Rena - kolejnych "typowych" zawodowców.  Johanna jednak nie na nich skupiła swą uwagę, lecz na Finnicku Odairze, swym przyjacielu i mentorze na kolejnych igrzyskach. Jak zwykle sprawiał wrażenie nieobecnego, a w jego spojrzeniu od dawna nie malowała się już złość i upór, lecz tylko rezygnacja, jakby chciał powiedzieć "Możemy wreszcie skończyć to wariactwo?" Mason poczuła nagłą potrzebę poklepania go po ramieniu w geście niemego komunikatu "Cierpię to samo od lat". Choć przecież on i tak wiedział. Johanna starła z policzka samotna łzę. Boże, jak strasznie nienawidziła tego świata!
I nagle serce jej załomotało głośniej niż dotychczas. Obraz czwórki zniknął i wpatrywała się w zdjęcie pałacu sprawiedliwości w Piątym dystrykcie. Chwilę przed ogłoszeniem wyników losowania jakiś głos jej podpowiedział, że stało się najgorsze. Gdy opiekunka z Kapitolu wyjętą z puli kartkę, Johanna zatkała uszy i zamknęła mocno oczy. Przeczekała tak kolejne kilkanaście sekund, modląc się w duchu, aby przeczucie ją oszukało. Po chwili nieśmiało uchyliła powieki i poczuła jak serce opada jej do żołądka. Na ekranie widniała zrezygnowana lisia twarzyczka, otulona burzą rudych włosów.
Nie pamiętała co było dalej. Może wpadła w jakiś atak szału, a może zemdlała? Pewnie było tylko to, że gdy wyrwano ją z transu i zmuszono do wyjścia z przedziału na kolację, nie czuła już nic. Żalu, rozczarowania, bólu... nic. Nie była nawet pewna czy nadal żyje. Z resztą to chyba nie miało znaczenia.  


Podczas posiłku nie odezwała się ani słowem. Zdobyła się tylko na to, by pogłaskać dłoń Jasminne, która dostała ponownego ataku nieokiełznanego płaczu. Dopiero wieczorem, leżąc w łóżku i oglądając po raz setny powtórkę sceny wyboru Elise i roztrzęsionego czternastolatka Tommego Scotta, Johanna w pełni uświadomiła sobie, co się wydarzyło. Rodzeństwo Parks na arenie, wraz z jej ostatnią nadzieją- Liszką. Wokół pełno zawodowców i pułapki organizatorów. Jeden zwycięzca. Zarówno Jason jak i jego siostra nie mieli szans. Dla Foxy istniała jeszcze jakaś nadzieja. Tylko... po co?
Kto trafia na arenę, ten już nigdy z niej nie zejdzie. Z piekła nie ma ucieczki! Ona sama od dawna trawiona była przez morderczy ogień.
Wioska zwycięzców? Sława? Dostatek? - To tylko stek kłamstw. Jakie znaczenie miało to wszystko, skoro i tak co rok musiała patrzyć i pośrednio uczestniczyć w tym horrorze?
Żaden człowiek w Panem nie mógł tak na prawdę zażyć szczęścia. Jak może istnieć niebo, skoro zewsząd otacza je pole krwawej walki? Tylko Kapitol egzystował w pokoju. Ale ludzie ze stolicy, to już nie ludzie. W końcu w naturze człowieka jest szukanie najlepszych rozwiązań, a w ostateczności wybieranie mniejszego zła. Tymczasem organizatorzy postawili na największe zło, jakie tylko może się dokonać.
Walka z bestią?- Zastanowiła się Mason- Czemu nie! - Już i tak nie ma nic do stracenia. To może wyjść tylko na korzyść! W końcu nie odda przecież Foxy tak łatwo!


-------------
Rozdział bez Liszki :( Ale spokojnie! Więcej takich nie będzie. Wiem, że trochę ponudziłam, ale to był taki mały wstęp do dalszych wydarzeń. Wkrótce wreszcie więcej akcji, obiecuję ^^
Właściwie to rozdział 4 i 5 nawet miałam zrobić jako jeden, ale chyba był trochę za długi, więc podzieliłam. Przepraszam, że tak długo czekaliście. W zamian za to piąty pojawi się maksymalnie do tygodnia! Na prawdę!