Moi trybuci ^^

poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział II - Bez Ciebie jestem światem bez słońca

Uwielbiam tworzyć przy muzyce. Ta notka powstała przy akompaniamencie Brother under the sun
Zostawiam link również dla Was. Może milej będzie się czytało przy piosence ^^
-----------------------------------------------  

"Podążaj za głosem,
który woła Cię do domu...
Podążaj za swymi marzeniami,
ale zawsze o mnie pamiętaj" 

                              -Brother under the sun
                                  Bryan Adams 


Retrospekcja
4 lata wcześniej, dystrykt 5 "Tournee Zwycięzców"
Johanna Mason jako tryumfatorka 70 Igrzysk Głodowych

Nienawidzili jej. Doskonale o tym wiedziała. Kiedy tylko stanęła przy mównicy rozległy się krzyki pełne buntu i wściekłości: "Wynoś się morderco!" , "Odejdź precz!", "Obyś zginęła w męczarniach tak okropnych, jak trybuci" - Dla Johanny takie wrzaski nie były niczym nowym. Podczas tego okropnego tournee zwiedziła już łącznie osiem dystryktów i tylko jej własny przyjął ją z aprobatą. W głębi serca przyznawała słuszność tym wszystkim obywatelom. Niby czemu mają czcić zwycięzcę, skoro cała idea Igrzysk stanowiła dla nich wizję bólu, śmierci i męki - Niezmazywalny, bestialski grzech Kapitolu.
Piątka zareagowała jednak wyjątkowo drastycznie. Stanowczo nie poparli taktyki jaką zastosowała Johanna podczas pobytu na arenie. Wielkim szokiem dla całego Panem okazało się odkrycie, że ta mała, niewinna dziewczyna, która stale uciekała i ukrywała się, w rzeczywistości może zostać mordercą! Kiedy na polu walki została sam na sam z Carnem - ostatnim trybutem i przedstawicielem Czwórki, ujawniła swe prawdziwe możliwości. Zręcznie i szybko zabiła osiemnastoletniego przeciwnika, zanim ten zdążył się zorientować. Bez pastwienia, ale również bez walki i dramatycznego finału. Teraz bała się tylko jednego: momentu, gdy postawi swą stopę w czwartym dystrykcie i zmuszona będzie poznać rodzinę swej ofiary.
Sama już nie wiedziała co gorsze: wyruszyć dalej i cierpieć każdą kolejną stację, czy znosić tę publiczną, egzekucję słowną na placu głównym Piątki.
Nie miała wiele do powiedzenia. Na zakończenie fałszywej mowy, ułożonej przez ludzi Kapitolu, traktującej o łaskawości Snowa i wspaniałej funkcji Igrzysk, zawołała tylko:
-To nie moje słowa! Nie wińcie mnie za to, że przeżyłam! Niech los zawsze ci sprzyja piąty dystrykcie! - Po czym pospiesznie odeszła od mównicy.
Gdy wsiadała do pociągu nikt nie żegnał jej ze łzami. Weszła do luksusowego, pustego przedziału, urządzonego niczym pokój i zajęła samotnie miejsce na sofie. Chwilę przed odjazdem dostrzegła na peronie kobietę z dwójką dzieci. Cała rodzina miła rude włosy i wyglądała na typowych, niezamożnych mieszkańców. Biednie ubrana pani sprawiała wrażenie jakby wołała coś do Johanny. Dziewczyna była pewna, ze usłyszy kolejne obelgi, mimo to niespiesznie uchyliła okno:
-Jakiś problem?!- Wykrzyknęła.
Na twarzy mieszkanki piątego dystryktu rozkwitł promienisty uśmiech, a jej pociechy: około 10-cio letnia dziewczynką i  jej młodszy braciszek zaczęły machać do Johanny swoimi małymi rączkami.
-Ależ nie! Żaden problem! - Zawołała kobieta- Po prostu chciałam przeprosić w imię mojego dystryktu! I dziękuję, że otworzyłaś i postanowiłaś mnie wysłuchać!
Mason skinęła głową na znak, że to żaden problem.
-Jestem tobą absolutnie zafascynowana, moja droga - kontynuowała matka rudzielców- Twoja taktyka była wspaniała. Zainspirowałaś mnie, dzięki tobie w ten sposób zamierzam przygotowywać moje dzieci.
Młoda zwyciężczyni spojrzała na malców. Oboje wyglądali niewinnie i bezbronnie. Chłopczyk o okrągłej twarzyczce i szmaragdowych oczach miał jeszcze dużo czasu nim będzie musiał stawić się na dożynkach. Jego siostrzyczka - dziewczynka o niezwykle długich, lekko kręconych włosach, przypominająca lisa również sprawiała wrażenie, jakby zostało jej przynajmniej 2- 3 lata wolności.
-Oni nie trafią na arenę- zapewniła Johanna - Nie mogą! Nie zasłużyli sobie na to!
-Ależ skarbie... - Przerwała jej obywatelka Piątki - przecież nikt sobie nie zasłużył! Żadne dziecko nie ma prawa cierpieć za głupotę dorosłych, a już na pewno nie dla czyjejś satysfakcji. Ale taki jest świat. Ty zwyciężyłaś, ale nie wszyscy zwyciężają.
Mason już dłużej nie mogła tego słuchać. Jeśli po tych koszmarnych Igrzyskach został jeszcze w niej choćby cień dobroci, to utraciłaby go, gdyby nie pomogła tej kobiecie:
-Ja też przegrałam - Odparła smutno - Zostałam Tryumfatorem, lecz prezydent Snow zabił moją rodzinę i ukochanego. - Na chwilę głos się jej załamał- Ale to jeszcze nie koniec. Jak nazywają się Twoje dzieci?
Chłopczyk i dziewczynka spojrzeli na matkę zdziwieni, ale ta ochoczym skinieniem głowy, zachęciła je by się przedstawiły:
-Jestem Elizabeth - odparła córka - Ale mama mi mówi Elise. A mój braciszek ma na imię Angus.
-Rozumiem- Johanna starała się mówić ciepło i przyjaźnie, w końcu chyba każdy dzieciak bałby się mordercy- Jeżeli chcecie mogę wam pomóc się przygotować, na wypadek gdybyście zmuszeni byli wystartować w Igrzyskach.
-Ale... ja kto - Kobieta o miedzianych włosach nagle pobladła - Przecież ty jesteś z Siódemki. Poza tym, teraz będziesz sławna. Nie chciałabyś wreszcie odpocząć od tej rzezi?
-Odpocząć? Już nigdy nie odpocznę! To będzie we mnie na zawsze. A sława trybutów szybko się ulatnia. Poza tym straciłam wszystko. Jeśli mogę jeszcze kogoś ocalić zrobię to, bez względu na granice dystryktów! Maszynista pociągu zatrąbił, zapowiadając odjazd. Szesnastoletnia tryumfatorka musiała krzyczeć głośniej:
- No to jak dzieciaki? Ile macie lat? Obstawiam że 7 i 10! Zgadłam?
Elise pokręciła przecząco główką:
-Z Angusem to masz rację, ale ja skończyłam już jedenaście. Za rok moje pierwsze dożynki!
W tej chwili serce Mason podfrunęło do gardła! "Nie możliwe! Nie ma takiej opcji! Nie mogą wysłać jej na arenę" W tej chwili już wiedziała co ma zrobić! Straciła rodziców, siostrę, chłopaka, przyjaciół. Ale nie ulegnie tak łatwo. Jeszcze jest o kogo walczyć, a tym kimś jest dziewczynka o lisim obliczu:
-Wrócę po Ciebie, gdy to głupie tournee się zakończy! Zabiorę Cię na wakacje i nauczę jak zwyciężać!- Johanna starała się mówić na tyle głośno by rodzina na stacji ją zrozumiała, a na raz nie krzyczeć aby nie wydać się nikomu z Kapitolu, kto przebywał razem z nią w pociągu.
Pojazd zaczął powoli toczyć się po szynach gdy matka z dziećmi machały swej faworytce na pożegnanie. Twarz kobiety zalana była łzami, a jaj córka trochę przestraszona i niepewna, a na raz niezwykle szczęśliwa ściskała za rękę brata:
-Dziękujemy Ci! -Krzyczeli wszyscy, ale pociąg opuszczał już peron. Wśrod ogólnego zgielku i huku Johanna nie miała prawa usłyszeć tych słów.
...Ale to nie miało znaczenia. Dostrzegała emocje którymi emanowali. To wystarczyło, aby zapamiętać tę scenę na całe życie.

***

Teraz, gdy nad tym rozmyślała nie mogla uwierzyć, że od tego czasu minęły już cztery lata. Elise przyjeżdżała potajemnie co rok, zawsze na około dwa miesiące przed dożynkami. Johanna za każdym razem starała się nauczyć ją jak najwięcej, a potem odsyłała do domu na dwa dni przed "uroczystością". Dwukrotnie nawet udało się przemycić młodą uczennicę zimą. W przyszłym roku jej brat Angus skończy dwanaście lat, więc wspólnie będą musieli przybyć na szkolenie.
Mason musiała przyznać, że jej podopieczna zrobiła postępy. Nie tylko pod względem umiejętności związanych z walką i przetrwaniem. Przede wszystkim przez okres ich wspólnej znajomości zmieniła się z małej, niepewnej siebie, przestraszonej dziewczynki, w młodą, zadziorną kobietę, która płonęła zapałem i gotowa była zawsze walczyć o swoje. O to właśnie chodziło! Charakter prawdziwego zwycięzcy to nie tylko chęci i zdolności, ale również spryt i inteligencja. Czyli właśnie to, czego zazwyczaj brakowało "maszynom do zabijania" - Trybutom Jedynki, Dwójki i Czwórki. Niemal wszyscy tryumfatorzy z tych dystryktów byli tacy sami. No może za wyjątkiem Finnicka, ale on wygrał tylko dzięki sponsorom i Annie, która miała wyjątkowe szczęście z wodną areną.
Johanna pochłonięta takim rozmyślaniem błądziła po ogrodzie i zbierała noże powbijane w drzewa. Lisica skutecznie zamordowała nimi wszystkie czerwone punkty nakreślone kredą na korze. Obecnie znajdowała się nie-wiadomo-gdzie i zapewne szykowała kolejną niespodziankę swej mentorce. Kiedy Mason dotarła do wysokiego, starego dębu, aby wyjąć z niego pięć sztyletów, Elise zgrabnie zjechała po pniu:
-Hej Joe!- Zawołała szczerząc zęby w uśmiechu 
-Cześć- mruknęła jej nauczycielka, dłonią mierzwiąc długie, rude włosy swej uczennicy- To była banalna kryjówka, wiesz o tym?
Liszka uniosła głowę do góry, udając obrażoną:
-Taaak? To ciekawe co teraz powiesz- Wymamrotała pod nosem, a chwile później już jej nie było. W kilka sekund znalazła się na drugim końcu ogrodu i wpadła w gąszcz lasu, graniczącego z podwórkiem Johanny. 
-Ty niesforny, dokuczliwy dzieciaku!!! - Mason gnała ile sil w nogach i po chwili niemal dogoniła uciekinierkę. Gdy była już od niej na wyciągnice ręki, jakaś potężna, zewnętrzna siła poderwała kobietę ku górze:
-Co do cholery... -Krzyknęła, lecz za raz wszystko było jasne- No tak. Mogłam się domyśleć. 
Johanna Mason- Tryumfatorka Igrzysk Głodowych słynąca ze zwinności i chytrości, wisiała właśnie w sieci na ryby zamontowanej na gałęziach. Złapana niczym zwierzyna, przez piętnastoletnią uczennicę.
-Haaahaaa, Joe przegrałaś, Joe przegrałaś... - Rozbawiona całą sytuacją Elise tarzała się ze śmiechu po ziemi.
-To nie jest zabawne- Duma Zwyciężczyni nie dawała za wygraną. Kobieta bez trudu uwolniła się z pułapki, używając zapasu noży przecięła siatkę i zgrabnie zeskoczyła na pień. następnie zjechała po nim tak, jak chwilę temu uczyniła to Liszka:
-Dobrze, przegrałam! - Przyznała symulując rezygnację -Ale pozwól mi wyrazić swa ostatnia wolę, zanim dopełnisz mej egzekucji!
Ruda nastolatka podrapała się po głowie:
-No dobrze... jedno życzenie...
-Jestem głodna! - Zawołała Johanna- Obiad stygnie od godziny. Chodźmy wreszcie - Z tymi słowami schowała noże za pasek i ruszyła w stronę domu. Nie czekała nawet na Lisicę, ponieważ dobrze wiedziała, że ta zasypie ją milionem próśb o "jeszcze 15 minut, bo zrobiła na prawdę ostatnią pułapkę"
Tak jak się spodziewała, dziewczyna nie dała łatwo za wygraną. W końcu jednak zrozumiała, że nic z tego nie będzie i dołączyła do swej mentorki w połowie drogi.
-Wkrótce wracasz do domu- Rozpoczęła temat Mason- trzeba będzie się spakować i do zobaczenia za rok... oby...
-Jak to "oby"?- Zdziwiła się Foxy - Przecież wiesz, że mnie nie wybiorą! Już przez trzy lata tego nie zrobili, więc pewnie los mi sprzyja!
Resztę drogi przeszły w milczeniu. Pospiesznie zjadły posiłek i mimo protestów Elise, aby wrócić do treningu, pozostały w domu na godzinny odpoczynek. 
Liszka postanowiła więc to wykorzystać. Zakradła się do pokoju Johanny, gdy ta siedziała ze smutnym wzrokiem utkwionym w oknie i zapytała:
-Śnił Ci się dziś koszmar, prawda?
-Nie- Usłyszała zbywającą odpowiedź.
-Kłamiesz... słyszałam.
Mason przez długą chwilę milczała, a gdy w końcu postanowiła podjąć temat, mówiła drżącym głosem:
-Śniło mi się, że giniesz na arenie.
Od razu usłyszała za sobą śmiech Foxy. Dziewczyna objęła ją za szyję i z całej siły przytuliła:
- Nie! To Głupota! Ale jeśli nie chcesz się bać tej nocy, może przeniosę się do twojego pokoju?
Johanna nie miała powodu aby się nie zgodzić. W gruncie rzeczy sama chciała mieć ją przy sobie. Z każdym rokiem coraz bardziej zaczynało zależeć jej na swej uczennicy. I w końcu, teraz nie mogłaby już bez niej żyć. Nie chciała nawet o tym myśleć, ale gdyby Lisica faktycznie zginęła... świat straciłby ostatnią krztynę sensu.
Zwyciężczyni wiedziała, że ten mały, rudy Lis, jest doskonale przygotowany, w razie trafienia na arenę. W głębi serca coś jednak nie dawało jej spokoju.
 


sobota, 10 listopada 2012

Rozdział I - Ogień Kapitolu

-Nieee! Foooxyyy, nieee! - Zrozpaczony kobiecy krzyk rozdarł ciemność nocy. Czarnowłosa obywatelka Siódmego Dystryktu, zalana potem i łzami zerwała się z łóżka i usiadła nań dysząc ciężko:
-Proszę, niee...- z jej ust wytoczył się cichy jęk- Foxyyy...
Tkwiła przez jakiś czas w kompletnym mroku, zupełnie otumaniona, na skraju jawy i koszmaru.
Powoli odzyskiwała świadomość wmawiając sobie: "To tylko sen, tylko sen"
Po dłuższej chwili zdołała się trochę uspokoić. Starając się czerpać głębokie, równomierne oddechy, ponownie opadła na łóżko. Serce nadal tłukło się w piersi jak oszalałe.
Johanna Mason- bezlitosna, gruboskóra, silna kobieta, zwyciężczyni 70 Głodowych Igrzysk... bała się.
Po raz pierwszy od czasu, gdy wybrano ją na trybuta, ponownie odczuła strach. Źródłem jej lęku były zbliżające się wielkimi krokami kolejne dożynki.Co prawda ci, którzy przeżyli nie mogą znów trafić na arenę. Ponadto panna Mason miała skończone 20 lat, a limit wieku uczestników, to najwyżej 18. Nie musiała już martwić się o swój los. Niestety, był ktoś jeszcze. Ktoś, czyje życie stanowiło dla Johanny najważniejszą rzecz świata. Jej piętnastoletnia, ruda podopieczna przemycona z 5 Dystryktu. Dziewczynka o fałszywym imieniu Abigail i pseudonimie "Lisica", która zupełnie nieświadoma, jak ważna jest dla swej mentorki, spała w pokoju obok.
***
 Johanna nie zdołała już zasnąć tej nocy. Aż do świtu przewracała się w łóżku, rozważając nad koszmarnym snem. Było zaledwie koło 6 nad ranem, gdy stwierdziła, że dłużnej nie da rady. Złowieszcze myśli opętały jej umysł i nie pozwalały przedrzeć się na wierzch głosom rozsądku.
W głębi serca dobrze wiedziała, że to raczej mało prawdopodobne, aby właśnie Lisica została wybrana na trybutkę Piątki. Nie mogła jednak wyzbyć się obaw. Z drugiej strony, nawet gdyby tak się stało, Foxy była doskonale przygotowana, po trzyletnim treningu ze zwyciężczynią.
-Uspokój się, wreszcie, głupia- Mruknęła do siebie Johanna.
Zwlekła się z łóżka i w pierwszej kolejności skierowała krok do pokoju na przeciw, aby obudzić swą uczennicę. Gdy tylko wyszła na korytarz, od razu przez głowę przemknęła myśl: "Nienawidzę tej nory" .
Mason mieszkała samotnie w ogromnym, drogim domu w Wiosce Zwycięzców. Denerwował ją fakt, że Kapitol opłacił specjalnie dla niej burżujski apartament, tylko po to, by wmówić mieszkańcom dystryktu mit o hojności i dobroci tego parszywca- Snowa! Głupota! W rzeczywistości młoda zwyciężczyni była jedyną obywatelką tej dzielnicy. Wszystkie pozostałe domy triumfatorów Igrzysk świeciły pustką. Ich mieszkańcy już od dawna nie żyli. W większości zostali wykończeni psychicznie, właśnie przez prezydenta.  
"Igrzyska Głodowe są tylko brutalną zabawą Kapitolu. Kto raz zostanie ich trybutem, ten jest nim już aż do końca swego marnego życia" - Tak zawsze powtarzał Finnick Odair. Przyjaciel Johanny, mieszkaniec Czwórki i zwycięzca, który przymusowo zarabiał na prezydenta Snowa, jako ofiara homoseksualistów. Mason nie mogła się nie zgodzić z jego słowami. Przeżyła, aby dalej cierpieć. Czasem nawet żałowała, że nie dobito jej na arenie. Oczywiście potem zawsze nastawały przypływy odwagi: "Będę walczyć dalej! Nigdy wam nie ulegnę!". I tak życie toczyło się błędnym kołem ku nieskończoności.
W niezgodzie ze światem, a na raz z braku wyboru Johanna Mason podeszła do niewielkiego okienka w korytarzu i podciągnęła żaluzje. Słoneczny blask zalał jej twarz jasną, promienistą falą. Sprawił, że dzięki niemu dziewczyna jakby odmłodniała, a jej skalana bliznami twarz, nabrała barw. Niestety widok ten, był zwykłą iluzją. Tak samo pustą i bezwartościową, jak świat wolny od wojen, zła i okrucieństwa. Młoda, zmęczona życiem kobieta stała jeszcze przez chwilę oparta o parapet i wpatrywała się w krajobraz strudzonego pracą i nękanego niewolą dystryktu. W końcu poczuła, że wspomnienia koszmaru znów pragną ją opętać. Oderwała się więc od wspomnień i rozmyślań i pewnym krokiem ruszyła w stronę gościnnego saloniku. Gdy tylko nacisnęła klamkę, jej oczom ukazało się pomieszczenie o niebieskich ścianach, poobwieszanych obrazami. Był to jej ulubiony pokój, gdyż w jego wystrój nie zaangażował się Kapitol. Wszystkie powieszone malowidła, były dziełami samej Lisicy.
-Fox, wstawa... -zaczęła Johanna, podchodząc do łóżka młodej malarki. Nie zdążyła dokończyć zdania, odurzona nagłą mieszanką strachu i zaskoczenia. Było puste. Foxy zniknęła!
-Foooox! gdzie ty się kryjesz?! - Chciała żeby zabrzmiało to groźnie, jak rozkaz dla nieposłusznej podopiecznej, jednak w jej głosie przebrzmiewał lęk.
Pospiesznie przetrząsnęła porzuconą w nieładzie pościel. Nie znalazła jednak nic. Nic również nie wskazywało na to, aby w pokoju rozegrała się jakaś walka. Zasłony w oknie były zaciągnięte, a rzeczy staranie ułożone na półkach. Jedynie na niewielkim szklanym stoliku spoczywały w nieładzie notatki wychowanki, zawierające szczegółową strategię przetrwania, którą stosowała Johanna podczas Igrzysk.
-Fox, proszę Cię, jeśli to żart... - Mason podjęła rozmowę z pustym salonem, w duchu upierając się, że nie ma się o co martwić- ... Obiecuję, że słono mi za to zapłacisz!
Wtem z nad jej głowy rozległ się śmiech:
-O! A co? Ktoś się przestraszył?!- Usłyszała.
Natychmiast obróciła się za siebie. W niewielkiej niszy między ścianą, a wewnętrzną stroną otwartych na oścież drzwi stała niska, szczuplutka, ruda dziewczynka.
-Cześć Jo- Zaśmiała się wychodząc z kryjówki. - Jak mogłaś na to nie wpaść. Najprostszy możliwy kamuflaż.
Johanna była zbyt roztrzęsiona, żeby odpowiedzieć. Koszmar o śmierci Lisicy na tyle zawrócił jej w głowie, że nawet taka drobnostka zdołała ją wykończyć:
-Przestraszyłam się- Wymamrotała Mason osuwając się na niepościelone łóżko swojej uczennicy- Nie rób tak więcej.
Foxy przysiadła się do mentorki, podkuliła nogi i wsunęła stopy pod kołdrę. Chwilę później jej głowa spoczęła na ramieniu Johanny:
-Nie bój się o mnie- szepnęła dziewczyna- Nie wybiorą mnie na trybutkę, wiesz? W Piątce jest za dużo dzieciaków, żeby padło akurat na mnie. Poza tym nawet gdybym miała, aż tak wielkiego pecha, to dobre wiesz, że zwyciężę. Po Twoim szkoleniu, nie ma mowy o porażce.
Na twarzy wciąż roztrzęsionej Mason powoli zakwitał lekki uśmiech. Delikatnie pogładziła miedzianą, puszystą grzywę Lisicy:
-Jesteś zbyt pewna siebie, głuptasie! Poza tym niech Ci się nie wydaje, że jak się zwycięży, to życie usłane jest różami! Wręcz przeciwnie. Wtedy jest gorzej niż przed Igrzyskami...
-Jo! Nie mów tak! Nigdy nie jest idealnie! Poza tym, to My jesteśmy tu zwycięzcami! Bez względu na wszystko, My- mieszkańcy dystryktów mamy przewagę. Kapitol tylko wciąż się mści. Żyje sensacją, przelaną krwią i głupotą. W mieszkańcach stolicy, nie ma ni krzty człowieczeństwa.
Johanna parsknęła na znak protestu, mimo wszystko nie przerywała gładzenia po głowie ostatniej na swiecie osoby, o którą pragnęła walczyć:
-A my? Kochanie, co my mamy? Ciężką pracę na Kapitol? Publiczne bestialskie egzekucje dzieci? Gdzie ta przewaga?!
-Oh, Jo! - Wątła, blada dłoń Lisicy zacisnęła się wokół ręki Johanny - My mamy wszystko! martwisz sie, o mnie, czyż nie?
-Owszem. Obawiam się o twoje życie.
-No właśnie! w tym rzecz! Mamy przewagę, bo nie zatraciliśmy swej ludzkości! Mamy rozum, serce, duszę. Gdy wreszcie nadejdzie dzień wyzwolenia, zjednoczymy się. Wszystkie 12 dystryktów stanie po jednej stronie. Tymczasem Kapitol- zmanipulowany przez Snowa polegnie w chaosie. Nie dadzą rady się obronić w ciężkiej chwili. Umieją żyć tylko wtedy, gdy mają wszystko!
Johanna zasmiała się z powątpiewaniem:
-To utopia- Skomentowała- Bunt nie nastanie. Jesteśmy za słabi. Płoniemy w wiecznym ogniu Kapitolu.
Wyciągnęła rękę z objęć Foxy, zeszła się z łóżka i kucnęła na dywanie, naprzeciw swej  uczennicy:
-A teraz masz 10 minut, na przygotowanie się do treningu. Możliwe, że to ostatni moment na nasze szkolenie. Zostały nam 2 dni! Nie traćmy ich!
Lisica nie odpowiedziała, tylko posłusznie skinęła głową. Johanna na chwilę zatrzymała wzrok na jej twarzy. Dziewczynka obsypana była drobnymi piegami, miała szczupłą twarzyczkę i długi, wąski nosek. Czasem wydawało się, że na prawdę wygląda jak lis. Jedyną rzecz, którą Mason od początku uznała za niezwykłą były wielkie, okrągłe, zielone oczy. Oczy, w których lśniła pewność siebie i determinacja, jakby ich właścicielka miała wykrzyczeć "To ja jestem pożarem! Niech strawi Cię mój ogień, niewdzięczny Kapitolu!"

-------------------------------------

Pierwszy rozdział gotowy! Póki co króciutko, bo zanim zacznę zanudzać, muszę sporo wyjaśnić. Po mojej następnej notce cała historia powinna stać się klarowniejsza!
Jedna tylko uwaga do Was, czytelnicy: Jak zauważyliście Foxface/Liszka odgrywa tu na prawdę ważną rolę. Jeśli jej postać umknęła wam podczas książki, radzę odświeżyć wiedzę, bo nie zamierzam streszczać fabuły utworu!!!
Dziękuję za pierwsze komentarze i "obserwacje" Ciąg dalszy wkrótce!!!



piątek, 9 listopada 2012

Prolog

Lodowate strugi deszczu przecinają powietrze z szybkością strzał.
Każda kropla spadająca na ludzie ciało zdolna jest zranić, a nawet zabić.
Niebo błyszczy złotą aurą piorunów. Śmierć jest o krok.
Tylko czeka na swoją ofiarę...


Ukrywa się pod postacią ulewy?
A może w ludzkim ciele?
Nie ważne. To bestia. I tak przyszła tu tylko po jedno.

I oto jest jej cel.
Ofiara nadchodzi.

Zwinne, gibkie, filigranowe ciało, gąszcz rudych włosów, mały nóż za pasem jako broń.
Kobieta? A może dziewczyna?
przemyka szybko pod zasłoną nocy i burzy
Pojawia się z nikąd na niewielkiej skarpie. Przeskakuje drzewne konary i szybkim ślizgiem wpada do nory wykopanej we wnętrzu pagórka.

Ocalała?
...Prawie ocalała.
Tak mało brakowało.

Jej ciało pada bezwładnie, przebite oszczepem.
Ulewa ustaje, a na niebie rozbłyskuje odbity wizerunek zmarłej.
Trybutka z Piątki wyeliminowana.
Śmierć odchodzi w głąb puszczy zadowolona ze swego łupu, zanosząc się ochrypłym, gardłowym śmiechem:
-"Widzisz Johanno? Już jej nie obronisz! Nic nie możesz zrobić! jest moja! Na ZAWSZE" 

czwartek, 8 listopada 2012

Dwa słowa wstępu

Witajcie moi kochani!
Jeśli jesteście fanami Igrzysk Śmierci to zapraszam serdecznie do mnie!!!
Przeczytacie tu historię fanfictions opartą na tejże książce.
Z góry ostrzegam, że pozwoliłam sobie na niewielka modyfikację fabuły w celu dostosowania jej do swoich potrzeb.
Głównymi bohaterkami będą: Liszka (Foxface) czyli postać epizodyczna z I części, oraz buntownicza Johanna Mason. Tak, wiem, że Pani Collins ani słówkiem nie wspomina, aby owe postaci miały kiedykolwiek się spotkać. u mnie jednak znają się doskonale i to właśnie o ich losach Wam opowiem.
Z góry mówię: Nie macie się czego bać. To nie będzie historia homoseksualnej miłości. Oczywiście jeśli ktoś chce się na sile dopatrywać, to nie zaprzeczam, że pewnie mu się powiedzie. Jednak nie na tym głownie się skupimy.
Oczywiście wystąpi większość kanonicznych postaci!
Może nawet z biegiem czasu zamieszczę jakieś miniaturki dotyczące innych bohaterów.
Na razie jednak skupmy się na Liszce i Johannie
Nie wiem jak długo powstawał będzie blog. To zależy od Was, drodzy czytelnicy. Mam nadzieję jednak, że będą jacyś zainteresowani.
Nie przedłużając. Zapraszam do lektury (pierwszy rozdział będzie gotowy najdalej dzień po dodaniu notki organizacyjnej) 
Niech szczęście Wam sprzyja!!!