-Proszę, niee...- z jej ust wytoczył się cichy jęk- Foxyyy...
Tkwiła przez jakiś czas w kompletnym mroku, zupełnie otumaniona, na skraju jawy i koszmaru.
Powoli odzyskiwała świadomość wmawiając sobie: "To tylko sen, tylko sen"
Po dłuższej chwili zdołała się trochę uspokoić. Starając się czerpać głębokie, równomierne oddechy, ponownie opadła na łóżko. Serce nadal tłukło się w piersi jak oszalałe.
Johanna Mason- bezlitosna, gruboskóra, silna kobieta, zwyciężczyni 70 Głodowych Igrzysk... bała się.
Po raz pierwszy od czasu, gdy wybrano ją na trybuta, ponownie odczuła strach. Źródłem jej lęku były zbliżające się wielkimi krokami kolejne dożynki.Co prawda ci, którzy przeżyli nie mogą znów trafić na arenę. Ponadto panna Mason miała skończone 20 lat, a limit wieku uczestników, to najwyżej 18. Nie musiała już martwić się o swój los. Niestety, był ktoś jeszcze. Ktoś, czyje życie stanowiło dla Johanny najważniejszą rzecz świata. Jej piętnastoletnia, ruda podopieczna przemycona z 5 Dystryktu. Dziewczynka o fałszywym imieniu Abigail i pseudonimie "Lisica", która zupełnie nieświadoma, jak ważna jest dla swej mentorki, spała w pokoju obok.
***
Johanna nie zdołała już zasnąć tej nocy. Aż do świtu przewracała się w łóżku, rozważając nad koszmarnym snem. Było zaledwie koło 6 nad ranem, gdy stwierdziła, że dłużnej nie da rady. Złowieszcze myśli opętały jej umysł i nie pozwalały przedrzeć się na wierzch głosom rozsądku.
W głębi serca dobrze wiedziała, że to raczej mało prawdopodobne, aby właśnie Lisica została wybrana na trybutkę Piątki. Nie mogła jednak wyzbyć się obaw. Z drugiej strony, nawet gdyby tak się stało, Foxy była doskonale przygotowana, po trzyletnim treningu ze zwyciężczynią.
-Uspokój się, wreszcie, głupia- Mruknęła do siebie Johanna.
-Uspokój się, wreszcie, głupia- Mruknęła do siebie Johanna.
Zwlekła się z łóżka i w pierwszej kolejności skierowała krok do pokoju na przeciw, aby obudzić swą uczennicę. Gdy tylko wyszła na korytarz, od razu przez głowę przemknęła myśl: "Nienawidzę tej nory" .
Mason mieszkała samotnie w ogromnym, drogim domu w Wiosce Zwycięzców. Denerwował ją fakt, że Kapitol opłacił specjalnie dla niej burżujski apartament, tylko po to, by wmówić mieszkańcom dystryktu mit o hojności i dobroci tego parszywca- Snowa! Głupota! W rzeczywistości młoda zwyciężczyni była jedyną obywatelką tej dzielnicy. Wszystkie pozostałe domy triumfatorów Igrzysk świeciły pustką. Ich mieszkańcy już od dawna nie żyli. W większości zostali wykończeni psychicznie, właśnie przez prezydenta.
"Igrzyska Głodowe są tylko brutalną zabawą Kapitolu. Kto raz zostanie ich trybutem, ten jest nim już aż do końca swego marnego życia" - Tak zawsze powtarzał Finnick Odair. Przyjaciel Johanny, mieszkaniec Czwórki i zwycięzca, który przymusowo zarabiał na prezydenta Snowa, jako ofiara homoseksualistów. Mason nie mogła się nie zgodzić z jego słowami. Przeżyła, aby dalej cierpieć. Czasem nawet żałowała, że nie dobito jej na arenie. Oczywiście potem zawsze nastawały przypływy odwagi: "Będę walczyć dalej! Nigdy wam nie ulegnę!". I tak życie toczyło się błędnym kołem ku nieskończoności.
W niezgodzie ze światem, a na raz z braku wyboru Johanna Mason podeszła do niewielkiego okienka w korytarzu i podciągnęła żaluzje. Słoneczny blask zalał jej twarz jasną, promienistą falą. Sprawił, że dzięki niemu dziewczyna jakby odmłodniała, a jej skalana bliznami twarz, nabrała barw. Niestety widok ten, był zwykłą iluzją. Tak samo pustą i bezwartościową, jak świat wolny od wojen, zła i okrucieństwa. Młoda, zmęczona życiem kobieta stała jeszcze przez chwilę oparta o parapet i wpatrywała się w krajobraz strudzonego pracą i nękanego niewolą dystryktu. W końcu poczuła, że wspomnienia koszmaru znów pragną ją opętać. Oderwała się więc od wspomnień i rozmyślań i pewnym krokiem ruszyła w stronę gościnnego saloniku. Gdy tylko nacisnęła klamkę, jej oczom ukazało się pomieszczenie o niebieskich ścianach, poobwieszanych obrazami. Był to jej ulubiony pokój, gdyż w jego wystrój nie zaangażował się Kapitol. Wszystkie powieszone malowidła, były dziełami samej Lisicy.
-Fox, wstawa... -zaczęła Johanna, podchodząc do łóżka młodej malarki. Nie zdążyła dokończyć zdania, odurzona nagłą mieszanką strachu i zaskoczenia. Było puste. Foxy zniknęła!
-Foooox! gdzie ty się kryjesz?! - Chciała żeby zabrzmiało to groźnie, jak rozkaz dla nieposłusznej podopiecznej, jednak w jej głosie przebrzmiewał lęk.
Pospiesznie przetrząsnęła porzuconą w nieładzie pościel. Nie znalazła jednak nic. Nic również nie wskazywało na to, aby w pokoju rozegrała się jakaś walka. Zasłony w oknie były zaciągnięte, a rzeczy staranie ułożone na półkach. Jedynie na niewielkim szklanym stoliku spoczywały w nieładzie notatki wychowanki, zawierające szczegółową strategię przetrwania, którą stosowała Johanna podczas Igrzysk.
-Fox, proszę Cię, jeśli to żart... - Mason podjęła rozmowę z pustym salonem, w duchu upierając się, że nie ma się o co martwić- ... Obiecuję, że słono mi za to zapłacisz!
Wtem z nad jej głowy rozległ się śmiech:
-O! A co? Ktoś się przestraszył?!- Usłyszała.
Natychmiast obróciła się za siebie. W niewielkiej niszy między ścianą, a wewnętrzną stroną otwartych na oścież drzwi stała niska, szczuplutka, ruda dziewczynka.
-Cześć Jo- Zaśmiała się wychodząc z kryjówki. - Jak mogłaś na to nie wpaść. Najprostszy możliwy kamuflaż.
Johanna była zbyt roztrzęsiona, żeby odpowiedzieć. Koszmar o śmierci Lisicy na tyle zawrócił jej w głowie, że nawet taka drobnostka zdołała ją wykończyć:
-Przestraszyłam się- Wymamrotała Mason osuwając się na niepościelone łóżko swojej uczennicy- Nie rób tak więcej.
Foxy przysiadła się do mentorki, podkuliła nogi i wsunęła stopy pod kołdrę. Chwilę później jej głowa spoczęła na ramieniu Johanny:
-Nie bój się o mnie- szepnęła dziewczyna- Nie wybiorą mnie na trybutkę, wiesz? W Piątce jest za dużo dzieciaków, żeby padło akurat na mnie. Poza tym nawet gdybym miała, aż tak wielkiego pecha, to dobre wiesz, że zwyciężę. Po Twoim szkoleniu, nie ma mowy o porażce.
Na twarzy wciąż roztrzęsionej Mason powoli zakwitał lekki uśmiech. Delikatnie pogładziła miedzianą, puszystą grzywę Lisicy:
-Jesteś zbyt pewna siebie, głuptasie! Poza tym niech Ci się nie wydaje, że jak się zwycięży, to życie usłane jest różami! Wręcz przeciwnie. Wtedy jest gorzej niż przed Igrzyskami...
-Jo! Nie mów tak! Nigdy nie jest idealnie! Poza tym, to My jesteśmy tu zwycięzcami! Bez względu na wszystko, My- mieszkańcy dystryktów mamy przewagę. Kapitol tylko wciąż się mści. Żyje sensacją, przelaną krwią i głupotą. W mieszkańcach stolicy, nie ma ni krzty człowieczeństwa.
Johanna parsknęła na znak protestu, mimo wszystko nie przerywała gładzenia po głowie ostatniej na swiecie osoby, o którą pragnęła walczyć:
-A my? Kochanie, co my mamy? Ciężką pracę na Kapitol? Publiczne bestialskie egzekucje dzieci? Gdzie ta przewaga?!
-Oh, Jo! - Wątła, blada dłoń Lisicy zacisnęła się wokół ręki Johanny - My mamy wszystko! martwisz sie, o mnie, czyż nie?
-Owszem. Obawiam się o twoje życie.
-No właśnie! w tym rzecz! Mamy przewagę, bo nie zatraciliśmy swej ludzkości! Mamy rozum, serce, duszę. Gdy wreszcie nadejdzie dzień wyzwolenia, zjednoczymy się. Wszystkie 12 dystryktów stanie po jednej stronie. Tymczasem Kapitol- zmanipulowany przez Snowa polegnie w chaosie. Nie dadzą rady się obronić w ciężkiej chwili. Umieją żyć tylko wtedy, gdy mają wszystko!
Johanna zasmiała się z powątpiewaniem:
-To utopia- Skomentowała- Bunt nie nastanie. Jesteśmy za słabi. Płoniemy w wiecznym ogniu Kapitolu.
Wyciągnęła rękę z objęć Foxy, zeszła się z łóżka i kucnęła na dywanie, naprzeciw swej uczennicy:
-A teraz masz 10 minut, na przygotowanie się do treningu. Możliwe, że to ostatni moment na nasze szkolenie. Zostały nam 2 dni! Nie traćmy ich!
Lisica nie odpowiedziała, tylko posłusznie skinęła głową. Johanna na chwilę zatrzymała wzrok na jej twarzy. Dziewczynka obsypana była drobnymi piegami, miała szczupłą twarzyczkę i długi, wąski nosek. Czasem wydawało się, że na prawdę wygląda jak lis. Jedyną rzecz, którą Mason od początku uznała za niezwykłą były wielkie, okrągłe, zielone oczy. Oczy, w których lśniła pewność siebie i determinacja, jakby ich właścicielka miała wykrzyczeć "To ja jestem pożarem! Niech strawi Cię mój ogień, niewdzięczny Kapitolu!"
-------------------------------------
Pierwszy rozdział gotowy! Póki co króciutko, bo zanim zacznę zanudzać, muszę sporo wyjaśnić. Po mojej następnej notce cała historia powinna stać się klarowniejsza!
Jedna tylko uwaga do Was, czytelnicy: Jak zauważyliście Foxface/Liszka odgrywa tu na prawdę ważną rolę. Jeśli jej postać umknęła wam podczas książki, radzę odświeżyć wiedzę, bo nie zamierzam streszczać fabuły utworu!!!
Dziękuję za pierwsze komentarze i "obserwacje" Ciąg dalszy wkrótce!!!
Mason mieszkała samotnie w ogromnym, drogim domu w Wiosce Zwycięzców. Denerwował ją fakt, że Kapitol opłacił specjalnie dla niej burżujski apartament, tylko po to, by wmówić mieszkańcom dystryktu mit o hojności i dobroci tego parszywca- Snowa! Głupota! W rzeczywistości młoda zwyciężczyni była jedyną obywatelką tej dzielnicy. Wszystkie pozostałe domy triumfatorów Igrzysk świeciły pustką. Ich mieszkańcy już od dawna nie żyli. W większości zostali wykończeni psychicznie, właśnie przez prezydenta.
"Igrzyska Głodowe są tylko brutalną zabawą Kapitolu. Kto raz zostanie ich trybutem, ten jest nim już aż do końca swego marnego życia" - Tak zawsze powtarzał Finnick Odair. Przyjaciel Johanny, mieszkaniec Czwórki i zwycięzca, który przymusowo zarabiał na prezydenta Snowa, jako ofiara homoseksualistów. Mason nie mogła się nie zgodzić z jego słowami. Przeżyła, aby dalej cierpieć. Czasem nawet żałowała, że nie dobito jej na arenie. Oczywiście potem zawsze nastawały przypływy odwagi: "Będę walczyć dalej! Nigdy wam nie ulegnę!". I tak życie toczyło się błędnym kołem ku nieskończoności.
W niezgodzie ze światem, a na raz z braku wyboru Johanna Mason podeszła do niewielkiego okienka w korytarzu i podciągnęła żaluzje. Słoneczny blask zalał jej twarz jasną, promienistą falą. Sprawił, że dzięki niemu dziewczyna jakby odmłodniała, a jej skalana bliznami twarz, nabrała barw. Niestety widok ten, był zwykłą iluzją. Tak samo pustą i bezwartościową, jak świat wolny od wojen, zła i okrucieństwa. Młoda, zmęczona życiem kobieta stała jeszcze przez chwilę oparta o parapet i wpatrywała się w krajobraz strudzonego pracą i nękanego niewolą dystryktu. W końcu poczuła, że wspomnienia koszmaru znów pragną ją opętać. Oderwała się więc od wspomnień i rozmyślań i pewnym krokiem ruszyła w stronę gościnnego saloniku. Gdy tylko nacisnęła klamkę, jej oczom ukazało się pomieszczenie o niebieskich ścianach, poobwieszanych obrazami. Był to jej ulubiony pokój, gdyż w jego wystrój nie zaangażował się Kapitol. Wszystkie powieszone malowidła, były dziełami samej Lisicy.
-Fox, wstawa... -zaczęła Johanna, podchodząc do łóżka młodej malarki. Nie zdążyła dokończyć zdania, odurzona nagłą mieszanką strachu i zaskoczenia. Było puste. Foxy zniknęła!
-Foooox! gdzie ty się kryjesz?! - Chciała żeby zabrzmiało to groźnie, jak rozkaz dla nieposłusznej podopiecznej, jednak w jej głosie przebrzmiewał lęk.
Pospiesznie przetrząsnęła porzuconą w nieładzie pościel. Nie znalazła jednak nic. Nic również nie wskazywało na to, aby w pokoju rozegrała się jakaś walka. Zasłony w oknie były zaciągnięte, a rzeczy staranie ułożone na półkach. Jedynie na niewielkim szklanym stoliku spoczywały w nieładzie notatki wychowanki, zawierające szczegółową strategię przetrwania, którą stosowała Johanna podczas Igrzysk.
-Fox, proszę Cię, jeśli to żart... - Mason podjęła rozmowę z pustym salonem, w duchu upierając się, że nie ma się o co martwić- ... Obiecuję, że słono mi za to zapłacisz!
Wtem z nad jej głowy rozległ się śmiech:
-O! A co? Ktoś się przestraszył?!- Usłyszała.
Natychmiast obróciła się za siebie. W niewielkiej niszy między ścianą, a wewnętrzną stroną otwartych na oścież drzwi stała niska, szczuplutka, ruda dziewczynka.
-Cześć Jo- Zaśmiała się wychodząc z kryjówki. - Jak mogłaś na to nie wpaść. Najprostszy możliwy kamuflaż.
Johanna była zbyt roztrzęsiona, żeby odpowiedzieć. Koszmar o śmierci Lisicy na tyle zawrócił jej w głowie, że nawet taka drobnostka zdołała ją wykończyć:
-Przestraszyłam się- Wymamrotała Mason osuwając się na niepościelone łóżko swojej uczennicy- Nie rób tak więcej.
Foxy przysiadła się do mentorki, podkuliła nogi i wsunęła stopy pod kołdrę. Chwilę później jej głowa spoczęła na ramieniu Johanny:
-Nie bój się o mnie- szepnęła dziewczyna- Nie wybiorą mnie na trybutkę, wiesz? W Piątce jest za dużo dzieciaków, żeby padło akurat na mnie. Poza tym nawet gdybym miała, aż tak wielkiego pecha, to dobre wiesz, że zwyciężę. Po Twoim szkoleniu, nie ma mowy o porażce.
Na twarzy wciąż roztrzęsionej Mason powoli zakwitał lekki uśmiech. Delikatnie pogładziła miedzianą, puszystą grzywę Lisicy:
-Jesteś zbyt pewna siebie, głuptasie! Poza tym niech Ci się nie wydaje, że jak się zwycięży, to życie usłane jest różami! Wręcz przeciwnie. Wtedy jest gorzej niż przed Igrzyskami...
-Jo! Nie mów tak! Nigdy nie jest idealnie! Poza tym, to My jesteśmy tu zwycięzcami! Bez względu na wszystko, My- mieszkańcy dystryktów mamy przewagę. Kapitol tylko wciąż się mści. Żyje sensacją, przelaną krwią i głupotą. W mieszkańcach stolicy, nie ma ni krzty człowieczeństwa.
Johanna parsknęła na znak protestu, mimo wszystko nie przerywała gładzenia po głowie ostatniej na swiecie osoby, o którą pragnęła walczyć:
-A my? Kochanie, co my mamy? Ciężką pracę na Kapitol? Publiczne bestialskie egzekucje dzieci? Gdzie ta przewaga?!
-Oh, Jo! - Wątła, blada dłoń Lisicy zacisnęła się wokół ręki Johanny - My mamy wszystko! martwisz sie, o mnie, czyż nie?
-Owszem. Obawiam się o twoje życie.
-No właśnie! w tym rzecz! Mamy przewagę, bo nie zatraciliśmy swej ludzkości! Mamy rozum, serce, duszę. Gdy wreszcie nadejdzie dzień wyzwolenia, zjednoczymy się. Wszystkie 12 dystryktów stanie po jednej stronie. Tymczasem Kapitol- zmanipulowany przez Snowa polegnie w chaosie. Nie dadzą rady się obronić w ciężkiej chwili. Umieją żyć tylko wtedy, gdy mają wszystko!
Johanna zasmiała się z powątpiewaniem:
-To utopia- Skomentowała- Bunt nie nastanie. Jesteśmy za słabi. Płoniemy w wiecznym ogniu Kapitolu.
Wyciągnęła rękę z objęć Foxy, zeszła się z łóżka i kucnęła na dywanie, naprzeciw swej uczennicy:
-A teraz masz 10 minut, na przygotowanie się do treningu. Możliwe, że to ostatni moment na nasze szkolenie. Zostały nam 2 dni! Nie traćmy ich!
Lisica nie odpowiedziała, tylko posłusznie skinęła głową. Johanna na chwilę zatrzymała wzrok na jej twarzy. Dziewczynka obsypana była drobnymi piegami, miała szczupłą twarzyczkę i długi, wąski nosek. Czasem wydawało się, że na prawdę wygląda jak lis. Jedyną rzecz, którą Mason od początku uznała za niezwykłą były wielkie, okrągłe, zielone oczy. Oczy, w których lśniła pewność siebie i determinacja, jakby ich właścicielka miała wykrzyczeć "To ja jestem pożarem! Niech strawi Cię mój ogień, niewdzięczny Kapitolu!"
-------------------------------------
Pierwszy rozdział gotowy! Póki co króciutko, bo zanim zacznę zanudzać, muszę sporo wyjaśnić. Po mojej następnej notce cała historia powinna stać się klarowniejsza!
Jedna tylko uwaga do Was, czytelnicy: Jak zauważyliście Foxface/Liszka odgrywa tu na prawdę ważną rolę. Jeśli jej postać umknęła wam podczas książki, radzę odświeżyć wiedzę, bo nie zamierzam streszczać fabuły utworu!!!
Dziękuję za pierwsze komentarze i "obserwacje" Ciąg dalszy wkrótce!!!
Ja! Ja! Będę pierwsza! Haha! :D
OdpowiedzUsuńA tak serio...
Wreszcie mamy jakiś dłuższy kawałek. Brzmi dobrze. Cieszy mnie, że udało Ci się jak na razie zachować oryginalny charakter postaci.
O Liszce mało wiemy z książki, więc masz tu dużo większe pole do popisu przy tworzeniu postaci i jej zachowań. Czyżbym dostrzegała rudego zadziora? *.*
Przeczytam jutro jeszcze raz i poszukam błędów. Będę czepialska ;p
Chcę więcej!
Stylistycznie w miarę ciekawie napisane, ale przykro mi- nie zniosę ff o Johannie. Nie cierpię tej postaci. W każdym razie życzę weny!
OdpowiedzUsuńNo, to było coś. Świetnie piszesz. Ja osobiście bardziej lubię Johanne niż Liszkę. Trzymaj tak dalej. :D A to mój blog, jest tam fragment mojej książki, ale niewiem czy pisać ją w czasie teraźniejszym czy przeszłym. Poterzbuję troche rad. :) http://aniolywampiry.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję za miły komentarz u mnie, Twoje opowiadanie przeczytałam szybko: wciąga! Podoba mi się, że uatrakcyjniasz postać Liszki, widzę też, że dużo ona znaczy dla Johanny. Ciekawy pomysł, czekam na ciąg dalszy! :) Dodaję do linków i pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, podoba. Dzięki, że mnie zaprosiłaś oraz za miły komentarz u mnie.
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie lekko się czyta, masz dobry styl. Pomysł, że Johanna przemyciła Liszkę z Piątki jest bardzo ciekawy. Nigdy z czymś takim się nie spotkałam. Plus dla ciebie.
Czekam na ciąg dalszy.
Dodaję do linków :)