Moi trybuci ^^

poniedziałek, 18 lutego 2013

Przerwa techniczna

Wybaczcie długą nieobecność. Z przykrością muszę poinformować o chwilowym zawieszeniu bloga. Potrwa to jeszcze około miesiąca (lub ew. krócej do odwołania)
Przytłoczyły mnie nieco problemy związane z moim znienawidzonym przedmiotem o szlachetnej nazwie: "matematyka", którą po prostu trzeba się zająć póki jeszcze jest czas.
Poza tym mój chłopak ma obecnie pierwszą w życiu sesję na studiach, więc jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów i nie mogę pozbierać myśli, a co dopiero tworzyć.
Obiecuję, że jak tylko sprawy szkolne wyjdą trochę na prostą, to powracam z nowym rozdziałem.
Jeszcze raz Was przepraszam!
I do zobaczenia wkrótce!


wtorek, 8 stycznia 2013

Rozdział IV- Większe zło

Ehh... znowu to moje "tworzenie" trwało całą wieczność, ale udało się i oto przed wami rozdział 4! Przy okazji pragnę podziękować aż pięciu osobom za nominację do Liebster Awards! Emily Saws, Vivienne Rosalie, Clove Alisson, Clove Connor i Yaela- serdecznie Wam dziękuję za to wyróżnienie! I przepraszam za brak odp. Nie myślcie sobie że zostałyście zignorowane! Po prostu zanim zdołałam zebrać własną listę osób i odpowiedzieć po pierwszej nominacji zostałam zasypana kolejnymi. I tak oto urosło mi już 55 pytań z początkowych 11. Oczywiście zamierzam na nie odpowiedzieć bez wyjątków i wkrótce również moje nominacje zostaną opublikowane! Dziękuję raz jeszcze!
A piosenka na dziś to Alone in heaven które zaszczyt miałam usłyszeć na żywo w warszawskiej Progresji 3 listopada (i nadal nie zdołałam otrząsnąć się z szoku jaki wywarł na mnie ten wspaniały koncert) Kończąc ten mój monolog- Zapraszam do czytania.

-----------------------------------------------------------
Witaj w niebie! Czy wierzysz w to co tu widzisz?
Wieczna zima, lato miłości, wiosna czy jesień...
- To już nieważne
Samotny, zastanawiasz się, czy to może być niebo
Jeśli twoi przyjaciele płoną w piekle
                                                     
 -Alone in heaven



Pociąg do Kapitolu wyruszył punktualnie ze stacji w Siódemce. Wszytko wyglądało prawie tak samo jak zwykle: najpierw spakowano bagaże Johanny i Heather, oraz pozostawiono trybutów na 5 minut z rodziną, a następnie parada mieszkańców odprowadziła swoich przedstawicieli na peron. Zazwyczaj odbywało się to w ciszy i zadumie, niekiedy rozbłyskiwały w oczach łzy, a wylosowani nieszczęśnicy opuszczali rodzinne strony ze spuszczoną głową, bólem w sercu i rezygnacją. Tym razem jednak trzynastoletnia Jasminne ani myślała pogrążyć się w samotności i z godnością odejść ku przeznaczeniu. Na oczach całego Panem zalała się łzami a na koniec zemdlała. Kiedy tylko ją ocucono w Pałacu Sprawiedliwości, od razu ponownie wybuchnęła płaczem. Żegnając się z matką owinęła się jej wokół szyi i kiedy minął czas spotkania strażnicy pokoju musieli odrywać ją siłą od rodzicielki. Teraz szła chwiejnym krokiem w stronę pociągu uwieszona dłoni starszego brata i głośno szlochała i pociągała nosem. Zewsząd rozbrzmiewały krzyki oburzenia pod adresem organizatorów, skazujących rodzeństwo na taki los, jednak ona nie zwracała na to uwagi. Kiedy wraz z Jasonem i eskortą strażników dotarli do wagonu, w progu którego stała już Johanna, zapłakana Jasminne zmierzyła wzrokiem swą mentorkę i ponownie wybuchnęła donośnym płaczem:
-Ja nie chcę, nieee chcceee- Zapierała się, kiedy kazano jej wsiadać- Czemu zabieracie nas razem?! Ja nie chcę z Jasonem! proszę!!!
Przypatrująca się całej sytuacji Mason nie wytrzymała. Wyrwała dziewczynkę z rąk jej obstawy i wzięła w objęcia. Początkowo blondynka usiłowała się wyszarpnąć i uciec, gdy jednak otrząsnęła się nieco z szoku i zrozumiała  że mentorka nie ma złych zamiarów niepewnie oplotła dłońmi jej szyję:
-Nie rycz- szepnęła jej do ucha Johanna- Jakoś z tego wyjdziemy. Będzie dobrze.
Chwilę później odwróciła młodą trybutke plecami do siebie, w stronę publiki i chwyciła za rękę jej starszego brata. Uniosła swą dłoń splecioną z palcami Jasona ku górze i zawołała:
-Wesprzyj nas siódmy dystrykcie!!!
Natychmiast odpowiedziała jej gama głosów skandujących imię trybutów, oraz jej własne, zmieszane z okrzykami "Niech szczęście wam sprzyja" i mnóstwem słów otuchy. Kącik ust Jasminne nieznacznie drgnął. Choć przed chwilą poczuła już na karku oddech śmierci, okrzyki płynące w jej stronę poprawiły trochę nastrój. Zobaczyła na stacji mnóstwo innych dzieci, które pewnie odetchnęły z ulgą, lecz teraz jednak głośno wołały, aby się nie poddawała. Postanowiła, że spełni ich prośbę. Przynajmniej spróbuje. I choć pewnie i tak umrze pierwszego dnia igrzysk, to Ci wszyscy ludzie będą z nią cały czas, aż do końca. wzięła brata za rękę i zniknęła w głębi wagonu. Pragnęła teraz odpocząć. I tak była zbyt roztrzęsiona i zszokowana, by móc racjonalnie przemyśleć cala sytuację.
Natomiast natchniony tłum jeszcze długo wspierał swych trubutów, nawet gdy drzwi pociągu zostały zamknięte wciąż rozbrzmiewały wokół imiona skazanych na arenę i ich mentorki.

Kiedy tylko ruszyli, Johanna udała się do swojego przedziału i opadła na fotel. Teraz czas na ciąg dalszy tego potwornego piekła - powtórka relacji z innych dystryktów. Serce jej drżało gdy włączała telewizor. Ujrzała na ekranie twarz Snowa snującego opowieść o poskromieniu trzynastki i rozbrzmiał hymn. Chwilę później widziała już jak na scenę pierwszego dystryktu wpada ochotniczka Glimmer, a za raz po niej Marvel. Podobnie w dwójce- żadnego losowania. Trybutami z wyboru zostali Caton i Clove. Johanna prychnęła z obrzydzeniem. Jak można coś takiego uznawać za honorowe? Z drugiej strony to przecież nie wina dzieciaków, tak im wpajano od zawsze. No trudno, zawodowcy to zawsze było ogromne zagrożenie. Tym razem bez wyjątków. Z resztą i tak nie miała nawet cienia nadziei na zwycięstwo swoich podopiecznych. W trójce odbyło się losowanie, a dzieci na które padło przypominały nieco blond rodzeństwo. Słabi, chuderlawi, niewyszkoleni i skazani na śmierć. Z czwórki za to wybrano Bridgette i Rena - kolejnych "typowych" zawodowców.  Johanna jednak nie na nich skupiła swą uwagę, lecz na Finnicku Odairze, swym przyjacielu i mentorze na kolejnych igrzyskach. Jak zwykle sprawiał wrażenie nieobecnego, a w jego spojrzeniu od dawna nie malowała się już złość i upór, lecz tylko rezygnacja, jakby chciał powiedzieć "Możemy wreszcie skończyć to wariactwo?" Mason poczuła nagłą potrzebę poklepania go po ramieniu w geście niemego komunikatu "Cierpię to samo od lat". Choć przecież on i tak wiedział. Johanna starła z policzka samotna łzę. Boże, jak strasznie nienawidziła tego świata!
I nagle serce jej załomotało głośniej niż dotychczas. Obraz czwórki zniknął i wpatrywała się w zdjęcie pałacu sprawiedliwości w Piątym dystrykcie. Chwilę przed ogłoszeniem wyników losowania jakiś głos jej podpowiedział, że stało się najgorsze. Gdy opiekunka z Kapitolu wyjętą z puli kartkę, Johanna zatkała uszy i zamknęła mocno oczy. Przeczekała tak kolejne kilkanaście sekund, modląc się w duchu, aby przeczucie ją oszukało. Po chwili nieśmiało uchyliła powieki i poczuła jak serce opada jej do żołądka. Na ekranie widniała zrezygnowana lisia twarzyczka, otulona burzą rudych włosów.
Nie pamiętała co było dalej. Może wpadła w jakiś atak szału, a może zemdlała? Pewnie było tylko to, że gdy wyrwano ją z transu i zmuszono do wyjścia z przedziału na kolację, nie czuła już nic. Żalu, rozczarowania, bólu... nic. Nie była nawet pewna czy nadal żyje. Z resztą to chyba nie miało znaczenia.  


Podczas posiłku nie odezwała się ani słowem. Zdobyła się tylko na to, by pogłaskać dłoń Jasminne, która dostała ponownego ataku nieokiełznanego płaczu. Dopiero wieczorem, leżąc w łóżku i oglądając po raz setny powtórkę sceny wyboru Elise i roztrzęsionego czternastolatka Tommego Scotta, Johanna w pełni uświadomiła sobie, co się wydarzyło. Rodzeństwo Parks na arenie, wraz z jej ostatnią nadzieją- Liszką. Wokół pełno zawodowców i pułapki organizatorów. Jeden zwycięzca. Zarówno Jason jak i jego siostra nie mieli szans. Dla Foxy istniała jeszcze jakaś nadzieja. Tylko... po co?
Kto trafia na arenę, ten już nigdy z niej nie zejdzie. Z piekła nie ma ucieczki! Ona sama od dawna trawiona była przez morderczy ogień.
Wioska zwycięzców? Sława? Dostatek? - To tylko stek kłamstw. Jakie znaczenie miało to wszystko, skoro i tak co rok musiała patrzyć i pośrednio uczestniczyć w tym horrorze?
Żaden człowiek w Panem nie mógł tak na prawdę zażyć szczęścia. Jak może istnieć niebo, skoro zewsząd otacza je pole krwawej walki? Tylko Kapitol egzystował w pokoju. Ale ludzie ze stolicy, to już nie ludzie. W końcu w naturze człowieka jest szukanie najlepszych rozwiązań, a w ostateczności wybieranie mniejszego zła. Tymczasem organizatorzy postawili na największe zło, jakie tylko może się dokonać.
Walka z bestią?- Zastanowiła się Mason- Czemu nie! - Już i tak nie ma nic do stracenia. To może wyjść tylko na korzyść! W końcu nie odda przecież Foxy tak łatwo!


-------------
Rozdział bez Liszki :( Ale spokojnie! Więcej takich nie będzie. Wiem, że trochę ponudziłam, ale to był taki mały wstęp do dalszych wydarzeń. Wkrótce wreszcie więcej akcji, obiecuję ^^
Właściwie to rozdział 4 i 5 nawet miałam zrobić jako jeden, ale chyba był trochę za długi, więc podzieliłam. Przepraszam, że tak długo czekaliście. W zamian za to piąty pojawi się maksymalnie do tygodnia! Na prawdę!

środa, 26 grudnia 2012

Spóźnione wesołych świąt!

Drodzy czytelnicy!
Z okazji Bożego Narodzenia (które btw. już minęło) pragnę życzyć Wam wszystkiego najlepszego!
Spełnienia marzeń, weny (dla tych którzy również tworzą) i aby szczęście zawsze Wam sprzyjało! 

Rozdział 4 już niemal gotowy! Póki co mam dla was jedynie fotkę z wakacyjnego larpu! 
Przed wami moja własna wersja Foxface!

(Tak, tak - latałam po puszczy Augustowskiej w przebraniu trybutki, z nożem w ręku, chowając się za drzewami i uciekając przed potencjalnym wrogiem, a za mną podążała młodsza siostra z kamerą) 

Śmierć Liszki przed Wami! (To czarne w ręce to jagódki ^^ )
Po kliknięciu w zdjęcie w celu powiększenia możliwe, że zdołacie się dopatrzeć na mojej twarzy jagódko-makijażu w formie "a la zadrapań'

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział III - Żegnaj siódmy dystrykcie

I tak oto wkraczamy w III rozdział! Drodzy czytelnicy, pragnę Wam bardzo podziękować, że poświęcacie swój czas tę moją marną twórczość  i dzielicie się ze mną swoimi opiniami! Dziękuję!

Kolejna piosenka, która pomagała mi w pisaniu to Snuff - nie wiem skąd we mnie to dziwne przeczucie, że gdyby muzyka Slipknot przetrwała aż do czasów "Igrzysk Śmierci", to właśnie tę balladę nuciłaby Johanna ponownie wracająca do Kapitolu w roli mentorki.  
Ps: Mam nadzieję, że trochę was zaskoczę ^^
-----------------------------------------------  

"Powietrze wokół mnie przypomina klatkę
 A miłość jest jedynie przykrywką dla gniewu

Więc jeśli mnie kochasz to pozwól mi odejść
I ucieknij zanim się tego dowiem
Moje serce jest zbyt mroczne, by się przejąć
Nie zniszczę w nim tego, co nie istnieje" 

                              -Snuff
                                 Slipknot
Pociąg towarowy wjechał na jeden z czterech peronów na stacji kolejowej w Siódemce. Kiedy się zatrzymał wysiadło z niego kilkanaście osób ubranych w uniformy, aby zapakować drewniane, wcześniej przygotowane skrzynie. Ekspresowy transport do Kapitolu zbierał surowce produkowane w dystryktach i dostarczał je do stolicy. Maszynista podczas tego kursu zwiedził już większą część kraju. Pozostała tylko Szóstka, Piątka i Trójka (elitarne dystrykty dowiedział osobny pociąg).
Procedura pakowania wyglądała jak zawsze: 5 minut na włożenie całego bagażu do wagonu z odpowiednim numerem, następnie 10 minut na sprawdzenie maszyny, oraz ewentualne poprawienie usterek i odjazd w dalszą trasę. Łącznie 15 minut - Tyle czasu pozostało na ostatnie w tym roku pożegnanie Elise i Johanny. Collin- jeden z pakujących towary, był bliskim znajomym Mason. Dawnej mieszał w Siódemce, ale za próbę podmienienia wylosowanych podczas dożynek trybutów skazano go i odcięto język, aby więcej nie wyklinał Kapitolu. Uczyniono go awoksem- sługą, ale kiedy okazało się, że brakuje rąk do pracy przy maszynerii, został zesłany na nowe stanowisko. Zbuntowanej, młodej zwyciężczyni wyszło to na korzyść. dzięki pomocy starego znajomego mogła dwa razy do roku przemycać swą uczennicę między dystryktami. Należało tylko nie rzucać się w oczy podczas "wsiadania" i zabawiać plotkami ludzi z Siódemki. W końcu jak wytłumaczyć czasową obecność nowej mieszkanki, w domu tryumfatora Igrzysk? Johanna znalazła na to dość prosty sposób: nazwała swą podopieczną imieniem Abigail i mówiła, że dziecko jest włóczęgą  i czasem przychodzi do Mason, bo ta zawsze da jej kromkę chleba. Był to bardzo marny pretekst, ale obywatele dystryktu nie potrzebowali lepszego. W gruncie rzeczy chyba nawet znali prawdę. Po prostu nie zamierzali nikogo wydać na pastwę władz. W rzeczywistości wymówka miała przydać się tylko, w razie gdyby Strażnicy Pokoju zaczęli sprawiać kłopoty. Na szczęście jak dotychczas udało sie tego cudem uniknąć. 
Skrzynki spakowane... 10 minut.
Johanna kurczowo przytulila do siebie Foxy, całując ją w czubek glowy:
- Będziesz na siebie uważać? - zapytała.
Lisica przewróciła oczami z teatralnym prychnięciem:
-Tak mamo- mruknęła z naciskiem na ostatnie słowo.
Stały jeszcze przez chwilę bez słów splecione w uścisku. Stacja w dystrykcie zajmującym się leśnictwem, była umiejscowiona niemal na granicy z dziką knieją, dzięki czemu czekając na transport mogly się ukrywać między drzewami, rosnącymi tuż przy peronie. Johannę bardzo to cieszyło, ponieważ utrudniało wszom Kapitolu podpatrzenie co tak na prawdę znajduje się w wagonie ich pociągu:
-Szybko nam zleciał ten miesiąc- westchnęła smutno weteranka igrzysk.
-Wrócę za rok- Obiecała Elise- a może nawet uda się w zimie! Tak jak zeszłego roku!
 Mason tylko pokiwała głową, jednak w głębi serca nękały ją jakieś złe przeczucia, że za rok już się tu nie spotkają:
-Nie zapomnij wziąć brata- Odparła mimo to. 
-No tak. Angus- Rudowłosa wyraźnie spochmurniała. Johannie wcale nie wydało się to dziwne. W końcu dobrze znała to uczucie: Dręczący serce niepokój, że twój bliski stoi na granicy życia... i igrzysk.
-Będę czekać- obiecała Mason.
Czas minął. Pociąg gotowy był do odjazdu. Teraz należało dokładnie skupić się na sytuacji na peronie, aby nie przeoczyć tego jedynego, idealnego momentu na "wsiadanie"
Nauczycielka po raz ostatni objęła swą uczennice i poklepała ją po plecach:
-Trzymam kciuki na dożynkach!-Obiecała- Choć to i tak bez znaczenia, bo wiem, że szczęście Ci sprzyja- dodała po chwili.
 Elise uśmiechnęła się, cmoknęła Johannę w policzek i wyszeptała jej do ucha:
-Dziękuje za wszystko. Do zaobaczenia.
-Widzimy się za pół roku! Trzymaj się!
I w tej chwili nadszedł idealny moment. Jak zwykle Colin, który wsiadał ostatni, przeszedł wzdłuż wszystkich wagonów, sprawdzając czy są domknięte. Tylko na ułamek sekundy uchylił drzwiczki z napisem "Dystrykt 5" by ponownie trzasnąć nimi z cała siłą. To wystarczyło, aby wysoka, szczuplutka dziewczyna z burzą rudych włosów i małym plecakiem zarzuconym na ramię wślizgnęła się niespostrzeżenie. Colin natychmiast powrócił do przedziału dla obsługi. Na odchodnym skinął głową z lekkim uśmiechem w stronę skupiska drzew obok stacji.
-Dzięki- Wszyseptała w jego stronę ukryta w gąszczu Johanna.  
Po chwili maszyna ruszyła w dalszą trasę z łoskotem. Kiedy znikała za zakrętem Mason rzuciła ostatnie spojrzenie na wagon Piątki:
-Kocham Cię, Lisie - mruknęła opuszczając głowę- Ciebie już nie mogą mi odebrać!


*** 
Nawet pogoda szydziła sobie z obywateli Panem. Na przekór wszystkiemu dzień dożynek był słoneczny i bezchmurny, a orzeźwiający wiatr delikatnie rozwiewał włosy, niosąc przyjemny chłód. Johanna Mason stała odziana w długa czarną suknię na scenie na placu centralnym dystryktu, przed Pałacem Sprawiedliwości. Poniżej powoli zebrała się coraz większa grupa przestraszonych dzieci i ich rodziców, którzy płakali, modlili się, lub przytulali swe pociechy.
Na ten widok w głowie Mason kumulowała się tylko jedna myśl:
~Boże, jak ja nienawidzę tego pieprzonego Kapitolu.
Strażnicy Pokoju chodzili wśród zebranych rozdzielając ich według wieku, zaś rodziną każąc zająć oddzielny sektor. Całe zamieszanie trwało około 20 minut. Przez ten czas wszystkie spóźnione osoby  zamieszkujące Siódemkę zdążyły dotrzeć na miejsce. Uroczystość rozpoczął burmistrz, jak zwykle opowiadając tę samą znaną już wszystkim historię poskromienia Trzynastki. Johanna nawet nie próbowała udawać, że go słucha. Rozglądała się tylko rozmyślając, które z tych przestraszonych bogu ducha winnych dzieci trafi tym razem na arenę. Kiedy nadszedł czas losowania Heather Crawford, kobieta o sztucznie wyglądającej twarzy a na raz zielono-włosa opiekunka trybutów z Siódemki zawołała do mikrofonu:
-Drogie panie i panowie! Pewnie nie możecie się już doczekać, aby usłyszeć kto dostąpi tego wspaniałego zaszczytu. A więc... - Tu zanurzyła dłoń w puli nazwisk, przesypując miedzy palcami karteczki z nazwiskami- Naszą przedstawicielką będzie... - Wyciągnęła jedną z nich i rozprostowała
-Jasminne Parks!  Brawo!
-NIEEEEEEE- Nagły krzyk przerwał jej wypowiedź. Blondynek, mniej więcej w wieku Foxy zaczął się rozpychać między zgromadzonymi, przepychając sie w stronę wyczytanej trybutki:
-Weźcie mnie! Błagam! Weźcie mnie zamiast Jasminne- krzyczał.
Heather zaśmiała się złośliwie:
-Coś mi się wydaje, że nie jesteś jednak dziewczynką. A pragnę zauważyć, że zastąpić można tylko osobę tej samej płci.
W tej chwili Strażnicy Pokoju odciągnęli nastolatka spod sceny szarpiąc go przy tym za kark. Wypchnięta na podium została zaś roztrzęsiona dziewczynka, niezwykle podobna do chłopca, który usiłował ją ocalić. Zapewne byli rodzeństwem. Mała miała okrągłą dziecinną twarzyczkę i blond loki opadające do polowy pleców. Ubrana była w biała, nieco za małą sukienkę, a z jej oczu płynęły łzy. Crawford przejęła na scenie trybutkę i obróciła ją w stronę publiki:
-Oto nasza Jasminne!- Zawołała, po czym zwróciła się bezpośrednio do zawodniczki:
-Ile masz lat?
-Trzynaście- odparło dziecko. 
Wśród tłumu rozległ się donośny szloch. Matka wylosowanej wyciągała dłonie w stronę swego dziecka, jednak Strażnicy Pokoju ponownie zadbali o to, by nie robiła problemów. W tym czasie Heather ponownie zanurzyła rękę w pli i wyjęła kolejny świstek:
- A naszym męskim reprezentantem... - zapowiadała rozkładając arkusz- będzie... - Tu uśmiechnięta się szyderczo- No co za zbieg okoliczności! Jason Parks!
Chłopiec, który przed momentem usiłował ocalić siostrę stał teraz jak wryty wpatrując się w opiekunkę z niedowierzaniem. Nawet nie zorientował się, kiedy wrzucono go brutalnie na podium, a Jasminne wybuchnęła donośnym płaczem.
Serce Johanny zawrzało gniewem. Takiej winy nie była w stanie wybaczyć. obiecała sobie, że pewnego dnia zamorduje Snowa i organizatorów tej piekielnej rzezi.
----------------

Miałam taki dłuższy zastój, ale odegnałam go nareszcie. I oto notka gotowa. Zapraszam do komentowania. A w zakładce bohaterowie wkrótce pojawi się opis postaci Jasminne i Jasona.




poniedziałek, 19 listopada 2012

Rozdział II - Bez Ciebie jestem światem bez słońca

Uwielbiam tworzyć przy muzyce. Ta notka powstała przy akompaniamencie Brother under the sun
Zostawiam link również dla Was. Może milej będzie się czytało przy piosence ^^
-----------------------------------------------  

"Podążaj za głosem,
który woła Cię do domu...
Podążaj za swymi marzeniami,
ale zawsze o mnie pamiętaj" 

                              -Brother under the sun
                                  Bryan Adams 


Retrospekcja
4 lata wcześniej, dystrykt 5 "Tournee Zwycięzców"
Johanna Mason jako tryumfatorka 70 Igrzysk Głodowych

Nienawidzili jej. Doskonale o tym wiedziała. Kiedy tylko stanęła przy mównicy rozległy się krzyki pełne buntu i wściekłości: "Wynoś się morderco!" , "Odejdź precz!", "Obyś zginęła w męczarniach tak okropnych, jak trybuci" - Dla Johanny takie wrzaski nie były niczym nowym. Podczas tego okropnego tournee zwiedziła już łącznie osiem dystryktów i tylko jej własny przyjął ją z aprobatą. W głębi serca przyznawała słuszność tym wszystkim obywatelom. Niby czemu mają czcić zwycięzcę, skoro cała idea Igrzysk stanowiła dla nich wizję bólu, śmierci i męki - Niezmazywalny, bestialski grzech Kapitolu.
Piątka zareagowała jednak wyjątkowo drastycznie. Stanowczo nie poparli taktyki jaką zastosowała Johanna podczas pobytu na arenie. Wielkim szokiem dla całego Panem okazało się odkrycie, że ta mała, niewinna dziewczyna, która stale uciekała i ukrywała się, w rzeczywistości może zostać mordercą! Kiedy na polu walki została sam na sam z Carnem - ostatnim trybutem i przedstawicielem Czwórki, ujawniła swe prawdziwe możliwości. Zręcznie i szybko zabiła osiemnastoletniego przeciwnika, zanim ten zdążył się zorientować. Bez pastwienia, ale również bez walki i dramatycznego finału. Teraz bała się tylko jednego: momentu, gdy postawi swą stopę w czwartym dystrykcie i zmuszona będzie poznać rodzinę swej ofiary.
Sama już nie wiedziała co gorsze: wyruszyć dalej i cierpieć każdą kolejną stację, czy znosić tę publiczną, egzekucję słowną na placu głównym Piątki.
Nie miała wiele do powiedzenia. Na zakończenie fałszywej mowy, ułożonej przez ludzi Kapitolu, traktującej o łaskawości Snowa i wspaniałej funkcji Igrzysk, zawołała tylko:
-To nie moje słowa! Nie wińcie mnie za to, że przeżyłam! Niech los zawsze ci sprzyja piąty dystrykcie! - Po czym pospiesznie odeszła od mównicy.
Gdy wsiadała do pociągu nikt nie żegnał jej ze łzami. Weszła do luksusowego, pustego przedziału, urządzonego niczym pokój i zajęła samotnie miejsce na sofie. Chwilę przed odjazdem dostrzegła na peronie kobietę z dwójką dzieci. Cała rodzina miła rude włosy i wyglądała na typowych, niezamożnych mieszkańców. Biednie ubrana pani sprawiała wrażenie jakby wołała coś do Johanny. Dziewczyna była pewna, ze usłyszy kolejne obelgi, mimo to niespiesznie uchyliła okno:
-Jakiś problem?!- Wykrzyknęła.
Na twarzy mieszkanki piątego dystryktu rozkwitł promienisty uśmiech, a jej pociechy: około 10-cio letnia dziewczynką i  jej młodszy braciszek zaczęły machać do Johanny swoimi małymi rączkami.
-Ależ nie! Żaden problem! - Zawołała kobieta- Po prostu chciałam przeprosić w imię mojego dystryktu! I dziękuję, że otworzyłaś i postanowiłaś mnie wysłuchać!
Mason skinęła głową na znak, że to żaden problem.
-Jestem tobą absolutnie zafascynowana, moja droga - kontynuowała matka rudzielców- Twoja taktyka była wspaniała. Zainspirowałaś mnie, dzięki tobie w ten sposób zamierzam przygotowywać moje dzieci.
Młoda zwyciężczyni spojrzała na malców. Oboje wyglądali niewinnie i bezbronnie. Chłopczyk o okrągłej twarzyczce i szmaragdowych oczach miał jeszcze dużo czasu nim będzie musiał stawić się na dożynkach. Jego siostrzyczka - dziewczynka o niezwykle długich, lekko kręconych włosach, przypominająca lisa również sprawiała wrażenie, jakby zostało jej przynajmniej 2- 3 lata wolności.
-Oni nie trafią na arenę- zapewniła Johanna - Nie mogą! Nie zasłużyli sobie na to!
-Ależ skarbie... - Przerwała jej obywatelka Piątki - przecież nikt sobie nie zasłużył! Żadne dziecko nie ma prawa cierpieć za głupotę dorosłych, a już na pewno nie dla czyjejś satysfakcji. Ale taki jest świat. Ty zwyciężyłaś, ale nie wszyscy zwyciężają.
Mason już dłużej nie mogła tego słuchać. Jeśli po tych koszmarnych Igrzyskach został jeszcze w niej choćby cień dobroci, to utraciłaby go, gdyby nie pomogła tej kobiecie:
-Ja też przegrałam - Odparła smutno - Zostałam Tryumfatorem, lecz prezydent Snow zabił moją rodzinę i ukochanego. - Na chwilę głos się jej załamał- Ale to jeszcze nie koniec. Jak nazywają się Twoje dzieci?
Chłopczyk i dziewczynka spojrzeli na matkę zdziwieni, ale ta ochoczym skinieniem głowy, zachęciła je by się przedstawiły:
-Jestem Elizabeth - odparła córka - Ale mama mi mówi Elise. A mój braciszek ma na imię Angus.
-Rozumiem- Johanna starała się mówić ciepło i przyjaźnie, w końcu chyba każdy dzieciak bałby się mordercy- Jeżeli chcecie mogę wam pomóc się przygotować, na wypadek gdybyście zmuszeni byli wystartować w Igrzyskach.
-Ale... ja kto - Kobieta o miedzianych włosach nagle pobladła - Przecież ty jesteś z Siódemki. Poza tym, teraz będziesz sławna. Nie chciałabyś wreszcie odpocząć od tej rzezi?
-Odpocząć? Już nigdy nie odpocznę! To będzie we mnie na zawsze. A sława trybutów szybko się ulatnia. Poza tym straciłam wszystko. Jeśli mogę jeszcze kogoś ocalić zrobię to, bez względu na granice dystryktów! Maszynista pociągu zatrąbił, zapowiadając odjazd. Szesnastoletnia tryumfatorka musiała krzyczeć głośniej:
- No to jak dzieciaki? Ile macie lat? Obstawiam że 7 i 10! Zgadłam?
Elise pokręciła przecząco główką:
-Z Angusem to masz rację, ale ja skończyłam już jedenaście. Za rok moje pierwsze dożynki!
W tej chwili serce Mason podfrunęło do gardła! "Nie możliwe! Nie ma takiej opcji! Nie mogą wysłać jej na arenę" W tej chwili już wiedziała co ma zrobić! Straciła rodziców, siostrę, chłopaka, przyjaciół. Ale nie ulegnie tak łatwo. Jeszcze jest o kogo walczyć, a tym kimś jest dziewczynka o lisim obliczu:
-Wrócę po Ciebie, gdy to głupie tournee się zakończy! Zabiorę Cię na wakacje i nauczę jak zwyciężać!- Johanna starała się mówić na tyle głośno by rodzina na stacji ją zrozumiała, a na raz nie krzyczeć aby nie wydać się nikomu z Kapitolu, kto przebywał razem z nią w pociągu.
Pojazd zaczął powoli toczyć się po szynach gdy matka z dziećmi machały swej faworytce na pożegnanie. Twarz kobiety zalana była łzami, a jaj córka trochę przestraszona i niepewna, a na raz niezwykle szczęśliwa ściskała za rękę brata:
-Dziękujemy Ci! -Krzyczeli wszyscy, ale pociąg opuszczał już peron. Wśrod ogólnego zgielku i huku Johanna nie miała prawa usłyszeć tych słów.
...Ale to nie miało znaczenia. Dostrzegała emocje którymi emanowali. To wystarczyło, aby zapamiętać tę scenę na całe życie.

***

Teraz, gdy nad tym rozmyślała nie mogla uwierzyć, że od tego czasu minęły już cztery lata. Elise przyjeżdżała potajemnie co rok, zawsze na około dwa miesiące przed dożynkami. Johanna za każdym razem starała się nauczyć ją jak najwięcej, a potem odsyłała do domu na dwa dni przed "uroczystością". Dwukrotnie nawet udało się przemycić młodą uczennicę zimą. W przyszłym roku jej brat Angus skończy dwanaście lat, więc wspólnie będą musieli przybyć na szkolenie.
Mason musiała przyznać, że jej podopieczna zrobiła postępy. Nie tylko pod względem umiejętności związanych z walką i przetrwaniem. Przede wszystkim przez okres ich wspólnej znajomości zmieniła się z małej, niepewnej siebie, przestraszonej dziewczynki, w młodą, zadziorną kobietę, która płonęła zapałem i gotowa była zawsze walczyć o swoje. O to właśnie chodziło! Charakter prawdziwego zwycięzcy to nie tylko chęci i zdolności, ale również spryt i inteligencja. Czyli właśnie to, czego zazwyczaj brakowało "maszynom do zabijania" - Trybutom Jedynki, Dwójki i Czwórki. Niemal wszyscy tryumfatorzy z tych dystryktów byli tacy sami. No może za wyjątkiem Finnicka, ale on wygrał tylko dzięki sponsorom i Annie, która miała wyjątkowe szczęście z wodną areną.
Johanna pochłonięta takim rozmyślaniem błądziła po ogrodzie i zbierała noże powbijane w drzewa. Lisica skutecznie zamordowała nimi wszystkie czerwone punkty nakreślone kredą na korze. Obecnie znajdowała się nie-wiadomo-gdzie i zapewne szykowała kolejną niespodziankę swej mentorce. Kiedy Mason dotarła do wysokiego, starego dębu, aby wyjąć z niego pięć sztyletów, Elise zgrabnie zjechała po pniu:
-Hej Joe!- Zawołała szczerząc zęby w uśmiechu 
-Cześć- mruknęła jej nauczycielka, dłonią mierzwiąc długie, rude włosy swej uczennicy- To była banalna kryjówka, wiesz o tym?
Liszka uniosła głowę do góry, udając obrażoną:
-Taaak? To ciekawe co teraz powiesz- Wymamrotała pod nosem, a chwile później już jej nie było. W kilka sekund znalazła się na drugim końcu ogrodu i wpadła w gąszcz lasu, graniczącego z podwórkiem Johanny. 
-Ty niesforny, dokuczliwy dzieciaku!!! - Mason gnała ile sil w nogach i po chwili niemal dogoniła uciekinierkę. Gdy była już od niej na wyciągnice ręki, jakaś potężna, zewnętrzna siła poderwała kobietę ku górze:
-Co do cholery... -Krzyknęła, lecz za raz wszystko było jasne- No tak. Mogłam się domyśleć. 
Johanna Mason- Tryumfatorka Igrzysk Głodowych słynąca ze zwinności i chytrości, wisiała właśnie w sieci na ryby zamontowanej na gałęziach. Złapana niczym zwierzyna, przez piętnastoletnią uczennicę.
-Haaahaaa, Joe przegrałaś, Joe przegrałaś... - Rozbawiona całą sytuacją Elise tarzała się ze śmiechu po ziemi.
-To nie jest zabawne- Duma Zwyciężczyni nie dawała za wygraną. Kobieta bez trudu uwolniła się z pułapki, używając zapasu noży przecięła siatkę i zgrabnie zeskoczyła na pień. następnie zjechała po nim tak, jak chwilę temu uczyniła to Liszka:
-Dobrze, przegrałam! - Przyznała symulując rezygnację -Ale pozwól mi wyrazić swa ostatnia wolę, zanim dopełnisz mej egzekucji!
Ruda nastolatka podrapała się po głowie:
-No dobrze... jedno życzenie...
-Jestem głodna! - Zawołała Johanna- Obiad stygnie od godziny. Chodźmy wreszcie - Z tymi słowami schowała noże za pasek i ruszyła w stronę domu. Nie czekała nawet na Lisicę, ponieważ dobrze wiedziała, że ta zasypie ją milionem próśb o "jeszcze 15 minut, bo zrobiła na prawdę ostatnią pułapkę"
Tak jak się spodziewała, dziewczyna nie dała łatwo za wygraną. W końcu jednak zrozumiała, że nic z tego nie będzie i dołączyła do swej mentorki w połowie drogi.
-Wkrótce wracasz do domu- Rozpoczęła temat Mason- trzeba będzie się spakować i do zobaczenia za rok... oby...
-Jak to "oby"?- Zdziwiła się Foxy - Przecież wiesz, że mnie nie wybiorą! Już przez trzy lata tego nie zrobili, więc pewnie los mi sprzyja!
Resztę drogi przeszły w milczeniu. Pospiesznie zjadły posiłek i mimo protestów Elise, aby wrócić do treningu, pozostały w domu na godzinny odpoczynek. 
Liszka postanowiła więc to wykorzystać. Zakradła się do pokoju Johanny, gdy ta siedziała ze smutnym wzrokiem utkwionym w oknie i zapytała:
-Śnił Ci się dziś koszmar, prawda?
-Nie- Usłyszała zbywającą odpowiedź.
-Kłamiesz... słyszałam.
Mason przez długą chwilę milczała, a gdy w końcu postanowiła podjąć temat, mówiła drżącym głosem:
-Śniło mi się, że giniesz na arenie.
Od razu usłyszała za sobą śmiech Foxy. Dziewczyna objęła ją za szyję i z całej siły przytuliła:
- Nie! To Głupota! Ale jeśli nie chcesz się bać tej nocy, może przeniosę się do twojego pokoju?
Johanna nie miała powodu aby się nie zgodzić. W gruncie rzeczy sama chciała mieć ją przy sobie. Z każdym rokiem coraz bardziej zaczynało zależeć jej na swej uczennicy. I w końcu, teraz nie mogłaby już bez niej żyć. Nie chciała nawet o tym myśleć, ale gdyby Lisica faktycznie zginęła... świat straciłby ostatnią krztynę sensu.
Zwyciężczyni wiedziała, że ten mały, rudy Lis, jest doskonale przygotowany, w razie trafienia na arenę. W głębi serca coś jednak nie dawało jej spokoju.
 


sobota, 10 listopada 2012

Rozdział I - Ogień Kapitolu

-Nieee! Foooxyyy, nieee! - Zrozpaczony kobiecy krzyk rozdarł ciemność nocy. Czarnowłosa obywatelka Siódmego Dystryktu, zalana potem i łzami zerwała się z łóżka i usiadła nań dysząc ciężko:
-Proszę, niee...- z jej ust wytoczył się cichy jęk- Foxyyy...
Tkwiła przez jakiś czas w kompletnym mroku, zupełnie otumaniona, na skraju jawy i koszmaru.
Powoli odzyskiwała świadomość wmawiając sobie: "To tylko sen, tylko sen"
Po dłuższej chwili zdołała się trochę uspokoić. Starając się czerpać głębokie, równomierne oddechy, ponownie opadła na łóżko. Serce nadal tłukło się w piersi jak oszalałe.
Johanna Mason- bezlitosna, gruboskóra, silna kobieta, zwyciężczyni 70 Głodowych Igrzysk... bała się.
Po raz pierwszy od czasu, gdy wybrano ją na trybuta, ponownie odczuła strach. Źródłem jej lęku były zbliżające się wielkimi krokami kolejne dożynki.Co prawda ci, którzy przeżyli nie mogą znów trafić na arenę. Ponadto panna Mason miała skończone 20 lat, a limit wieku uczestników, to najwyżej 18. Nie musiała już martwić się o swój los. Niestety, był ktoś jeszcze. Ktoś, czyje życie stanowiło dla Johanny najważniejszą rzecz świata. Jej piętnastoletnia, ruda podopieczna przemycona z 5 Dystryktu. Dziewczynka o fałszywym imieniu Abigail i pseudonimie "Lisica", która zupełnie nieświadoma, jak ważna jest dla swej mentorki, spała w pokoju obok.
***
 Johanna nie zdołała już zasnąć tej nocy. Aż do świtu przewracała się w łóżku, rozważając nad koszmarnym snem. Było zaledwie koło 6 nad ranem, gdy stwierdziła, że dłużnej nie da rady. Złowieszcze myśli opętały jej umysł i nie pozwalały przedrzeć się na wierzch głosom rozsądku.
W głębi serca dobrze wiedziała, że to raczej mało prawdopodobne, aby właśnie Lisica została wybrana na trybutkę Piątki. Nie mogła jednak wyzbyć się obaw. Z drugiej strony, nawet gdyby tak się stało, Foxy była doskonale przygotowana, po trzyletnim treningu ze zwyciężczynią.
-Uspokój się, wreszcie, głupia- Mruknęła do siebie Johanna.
Zwlekła się z łóżka i w pierwszej kolejności skierowała krok do pokoju na przeciw, aby obudzić swą uczennicę. Gdy tylko wyszła na korytarz, od razu przez głowę przemknęła myśl: "Nienawidzę tej nory" .
Mason mieszkała samotnie w ogromnym, drogim domu w Wiosce Zwycięzców. Denerwował ją fakt, że Kapitol opłacił specjalnie dla niej burżujski apartament, tylko po to, by wmówić mieszkańcom dystryktu mit o hojności i dobroci tego parszywca- Snowa! Głupota! W rzeczywistości młoda zwyciężczyni była jedyną obywatelką tej dzielnicy. Wszystkie pozostałe domy triumfatorów Igrzysk świeciły pustką. Ich mieszkańcy już od dawna nie żyli. W większości zostali wykończeni psychicznie, właśnie przez prezydenta.  
"Igrzyska Głodowe są tylko brutalną zabawą Kapitolu. Kto raz zostanie ich trybutem, ten jest nim już aż do końca swego marnego życia" - Tak zawsze powtarzał Finnick Odair. Przyjaciel Johanny, mieszkaniec Czwórki i zwycięzca, który przymusowo zarabiał na prezydenta Snowa, jako ofiara homoseksualistów. Mason nie mogła się nie zgodzić z jego słowami. Przeżyła, aby dalej cierpieć. Czasem nawet żałowała, że nie dobito jej na arenie. Oczywiście potem zawsze nastawały przypływy odwagi: "Będę walczyć dalej! Nigdy wam nie ulegnę!". I tak życie toczyło się błędnym kołem ku nieskończoności.
W niezgodzie ze światem, a na raz z braku wyboru Johanna Mason podeszła do niewielkiego okienka w korytarzu i podciągnęła żaluzje. Słoneczny blask zalał jej twarz jasną, promienistą falą. Sprawił, że dzięki niemu dziewczyna jakby odmłodniała, a jej skalana bliznami twarz, nabrała barw. Niestety widok ten, był zwykłą iluzją. Tak samo pustą i bezwartościową, jak świat wolny od wojen, zła i okrucieństwa. Młoda, zmęczona życiem kobieta stała jeszcze przez chwilę oparta o parapet i wpatrywała się w krajobraz strudzonego pracą i nękanego niewolą dystryktu. W końcu poczuła, że wspomnienia koszmaru znów pragną ją opętać. Oderwała się więc od wspomnień i rozmyślań i pewnym krokiem ruszyła w stronę gościnnego saloniku. Gdy tylko nacisnęła klamkę, jej oczom ukazało się pomieszczenie o niebieskich ścianach, poobwieszanych obrazami. Był to jej ulubiony pokój, gdyż w jego wystrój nie zaangażował się Kapitol. Wszystkie powieszone malowidła, były dziełami samej Lisicy.
-Fox, wstawa... -zaczęła Johanna, podchodząc do łóżka młodej malarki. Nie zdążyła dokończyć zdania, odurzona nagłą mieszanką strachu i zaskoczenia. Było puste. Foxy zniknęła!
-Foooox! gdzie ty się kryjesz?! - Chciała żeby zabrzmiało to groźnie, jak rozkaz dla nieposłusznej podopiecznej, jednak w jej głosie przebrzmiewał lęk.
Pospiesznie przetrząsnęła porzuconą w nieładzie pościel. Nie znalazła jednak nic. Nic również nie wskazywało na to, aby w pokoju rozegrała się jakaś walka. Zasłony w oknie były zaciągnięte, a rzeczy staranie ułożone na półkach. Jedynie na niewielkim szklanym stoliku spoczywały w nieładzie notatki wychowanki, zawierające szczegółową strategię przetrwania, którą stosowała Johanna podczas Igrzysk.
-Fox, proszę Cię, jeśli to żart... - Mason podjęła rozmowę z pustym salonem, w duchu upierając się, że nie ma się o co martwić- ... Obiecuję, że słono mi za to zapłacisz!
Wtem z nad jej głowy rozległ się śmiech:
-O! A co? Ktoś się przestraszył?!- Usłyszała.
Natychmiast obróciła się za siebie. W niewielkiej niszy między ścianą, a wewnętrzną stroną otwartych na oścież drzwi stała niska, szczuplutka, ruda dziewczynka.
-Cześć Jo- Zaśmiała się wychodząc z kryjówki. - Jak mogłaś na to nie wpaść. Najprostszy możliwy kamuflaż.
Johanna była zbyt roztrzęsiona, żeby odpowiedzieć. Koszmar o śmierci Lisicy na tyle zawrócił jej w głowie, że nawet taka drobnostka zdołała ją wykończyć:
-Przestraszyłam się- Wymamrotała Mason osuwając się na niepościelone łóżko swojej uczennicy- Nie rób tak więcej.
Foxy przysiadła się do mentorki, podkuliła nogi i wsunęła stopy pod kołdrę. Chwilę później jej głowa spoczęła na ramieniu Johanny:
-Nie bój się o mnie- szepnęła dziewczyna- Nie wybiorą mnie na trybutkę, wiesz? W Piątce jest za dużo dzieciaków, żeby padło akurat na mnie. Poza tym nawet gdybym miała, aż tak wielkiego pecha, to dobre wiesz, że zwyciężę. Po Twoim szkoleniu, nie ma mowy o porażce.
Na twarzy wciąż roztrzęsionej Mason powoli zakwitał lekki uśmiech. Delikatnie pogładziła miedzianą, puszystą grzywę Lisicy:
-Jesteś zbyt pewna siebie, głuptasie! Poza tym niech Ci się nie wydaje, że jak się zwycięży, to życie usłane jest różami! Wręcz przeciwnie. Wtedy jest gorzej niż przed Igrzyskami...
-Jo! Nie mów tak! Nigdy nie jest idealnie! Poza tym, to My jesteśmy tu zwycięzcami! Bez względu na wszystko, My- mieszkańcy dystryktów mamy przewagę. Kapitol tylko wciąż się mści. Żyje sensacją, przelaną krwią i głupotą. W mieszkańcach stolicy, nie ma ni krzty człowieczeństwa.
Johanna parsknęła na znak protestu, mimo wszystko nie przerywała gładzenia po głowie ostatniej na swiecie osoby, o którą pragnęła walczyć:
-A my? Kochanie, co my mamy? Ciężką pracę na Kapitol? Publiczne bestialskie egzekucje dzieci? Gdzie ta przewaga?!
-Oh, Jo! - Wątła, blada dłoń Lisicy zacisnęła się wokół ręki Johanny - My mamy wszystko! martwisz sie, o mnie, czyż nie?
-Owszem. Obawiam się o twoje życie.
-No właśnie! w tym rzecz! Mamy przewagę, bo nie zatraciliśmy swej ludzkości! Mamy rozum, serce, duszę. Gdy wreszcie nadejdzie dzień wyzwolenia, zjednoczymy się. Wszystkie 12 dystryktów stanie po jednej stronie. Tymczasem Kapitol- zmanipulowany przez Snowa polegnie w chaosie. Nie dadzą rady się obronić w ciężkiej chwili. Umieją żyć tylko wtedy, gdy mają wszystko!
Johanna zasmiała się z powątpiewaniem:
-To utopia- Skomentowała- Bunt nie nastanie. Jesteśmy za słabi. Płoniemy w wiecznym ogniu Kapitolu.
Wyciągnęła rękę z objęć Foxy, zeszła się z łóżka i kucnęła na dywanie, naprzeciw swej  uczennicy:
-A teraz masz 10 minut, na przygotowanie się do treningu. Możliwe, że to ostatni moment na nasze szkolenie. Zostały nam 2 dni! Nie traćmy ich!
Lisica nie odpowiedziała, tylko posłusznie skinęła głową. Johanna na chwilę zatrzymała wzrok na jej twarzy. Dziewczynka obsypana była drobnymi piegami, miała szczupłą twarzyczkę i długi, wąski nosek. Czasem wydawało się, że na prawdę wygląda jak lis. Jedyną rzecz, którą Mason od początku uznała za niezwykłą były wielkie, okrągłe, zielone oczy. Oczy, w których lśniła pewność siebie i determinacja, jakby ich właścicielka miała wykrzyczeć "To ja jestem pożarem! Niech strawi Cię mój ogień, niewdzięczny Kapitolu!"

-------------------------------------

Pierwszy rozdział gotowy! Póki co króciutko, bo zanim zacznę zanudzać, muszę sporo wyjaśnić. Po mojej następnej notce cała historia powinna stać się klarowniejsza!
Jedna tylko uwaga do Was, czytelnicy: Jak zauważyliście Foxface/Liszka odgrywa tu na prawdę ważną rolę. Jeśli jej postać umknęła wam podczas książki, radzę odświeżyć wiedzę, bo nie zamierzam streszczać fabuły utworu!!!
Dziękuję za pierwsze komentarze i "obserwacje" Ciąg dalszy wkrótce!!!



piątek, 9 listopada 2012

Prolog

Lodowate strugi deszczu przecinają powietrze z szybkością strzał.
Każda kropla spadająca na ludzie ciało zdolna jest zranić, a nawet zabić.
Niebo błyszczy złotą aurą piorunów. Śmierć jest o krok.
Tylko czeka na swoją ofiarę...


Ukrywa się pod postacią ulewy?
A może w ludzkim ciele?
Nie ważne. To bestia. I tak przyszła tu tylko po jedno.

I oto jest jej cel.
Ofiara nadchodzi.

Zwinne, gibkie, filigranowe ciało, gąszcz rudych włosów, mały nóż za pasem jako broń.
Kobieta? A może dziewczyna?
przemyka szybko pod zasłoną nocy i burzy
Pojawia się z nikąd na niewielkiej skarpie. Przeskakuje drzewne konary i szybkim ślizgiem wpada do nory wykopanej we wnętrzu pagórka.

Ocalała?
...Prawie ocalała.
Tak mało brakowało.

Jej ciało pada bezwładnie, przebite oszczepem.
Ulewa ustaje, a na niebie rozbłyskuje odbity wizerunek zmarłej.
Trybutka z Piątki wyeliminowana.
Śmierć odchodzi w głąb puszczy zadowolona ze swego łupu, zanosząc się ochrypłym, gardłowym śmiechem:
-"Widzisz Johanno? Już jej nie obronisz! Nic nie możesz zrobić! jest moja! Na ZAWSZE" 

czwartek, 8 listopada 2012

Dwa słowa wstępu

Witajcie moi kochani!
Jeśli jesteście fanami Igrzysk Śmierci to zapraszam serdecznie do mnie!!!
Przeczytacie tu historię fanfictions opartą na tejże książce.
Z góry ostrzegam, że pozwoliłam sobie na niewielka modyfikację fabuły w celu dostosowania jej do swoich potrzeb.
Głównymi bohaterkami będą: Liszka (Foxface) czyli postać epizodyczna z I części, oraz buntownicza Johanna Mason. Tak, wiem, że Pani Collins ani słówkiem nie wspomina, aby owe postaci miały kiedykolwiek się spotkać. u mnie jednak znają się doskonale i to właśnie o ich losach Wam opowiem.
Z góry mówię: Nie macie się czego bać. To nie będzie historia homoseksualnej miłości. Oczywiście jeśli ktoś chce się na sile dopatrywać, to nie zaprzeczam, że pewnie mu się powiedzie. Jednak nie na tym głownie się skupimy.
Oczywiście wystąpi większość kanonicznych postaci!
Może nawet z biegiem czasu zamieszczę jakieś miniaturki dotyczące innych bohaterów.
Na razie jednak skupmy się na Liszce i Johannie
Nie wiem jak długo powstawał będzie blog. To zależy od Was, drodzy czytelnicy. Mam nadzieję jednak, że będą jacyś zainteresowani.
Nie przedłużając. Zapraszam do lektury (pierwszy rozdział będzie gotowy najdalej dzień po dodaniu notki organizacyjnej) 
Niech szczęście Wam sprzyja!!!