Moi trybuci ^^

środa, 26 grudnia 2012

Spóźnione wesołych świąt!

Drodzy czytelnicy!
Z okazji Bożego Narodzenia (które btw. już minęło) pragnę życzyć Wam wszystkiego najlepszego!
Spełnienia marzeń, weny (dla tych którzy również tworzą) i aby szczęście zawsze Wam sprzyjało! 

Rozdział 4 już niemal gotowy! Póki co mam dla was jedynie fotkę z wakacyjnego larpu! 
Przed wami moja własna wersja Foxface!

(Tak, tak - latałam po puszczy Augustowskiej w przebraniu trybutki, z nożem w ręku, chowając się za drzewami i uciekając przed potencjalnym wrogiem, a za mną podążała młodsza siostra z kamerą) 

Śmierć Liszki przed Wami! (To czarne w ręce to jagódki ^^ )
Po kliknięciu w zdjęcie w celu powiększenia możliwe, że zdołacie się dopatrzeć na mojej twarzy jagódko-makijażu w formie "a la zadrapań'

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział III - Żegnaj siódmy dystrykcie

I tak oto wkraczamy w III rozdział! Drodzy czytelnicy, pragnę Wam bardzo podziękować, że poświęcacie swój czas tę moją marną twórczość  i dzielicie się ze mną swoimi opiniami! Dziękuję!

Kolejna piosenka, która pomagała mi w pisaniu to Snuff - nie wiem skąd we mnie to dziwne przeczucie, że gdyby muzyka Slipknot przetrwała aż do czasów "Igrzysk Śmierci", to właśnie tę balladę nuciłaby Johanna ponownie wracająca do Kapitolu w roli mentorki.  
Ps: Mam nadzieję, że trochę was zaskoczę ^^
-----------------------------------------------  

"Powietrze wokół mnie przypomina klatkę
 A miłość jest jedynie przykrywką dla gniewu

Więc jeśli mnie kochasz to pozwól mi odejść
I ucieknij zanim się tego dowiem
Moje serce jest zbyt mroczne, by się przejąć
Nie zniszczę w nim tego, co nie istnieje" 

                              -Snuff
                                 Slipknot
Pociąg towarowy wjechał na jeden z czterech peronów na stacji kolejowej w Siódemce. Kiedy się zatrzymał wysiadło z niego kilkanaście osób ubranych w uniformy, aby zapakować drewniane, wcześniej przygotowane skrzynie. Ekspresowy transport do Kapitolu zbierał surowce produkowane w dystryktach i dostarczał je do stolicy. Maszynista podczas tego kursu zwiedził już większą część kraju. Pozostała tylko Szóstka, Piątka i Trójka (elitarne dystrykty dowiedział osobny pociąg).
Procedura pakowania wyglądała jak zawsze: 5 minut na włożenie całego bagażu do wagonu z odpowiednim numerem, następnie 10 minut na sprawdzenie maszyny, oraz ewentualne poprawienie usterek i odjazd w dalszą trasę. Łącznie 15 minut - Tyle czasu pozostało na ostatnie w tym roku pożegnanie Elise i Johanny. Collin- jeden z pakujących towary, był bliskim znajomym Mason. Dawnej mieszał w Siódemce, ale za próbę podmienienia wylosowanych podczas dożynek trybutów skazano go i odcięto język, aby więcej nie wyklinał Kapitolu. Uczyniono go awoksem- sługą, ale kiedy okazało się, że brakuje rąk do pracy przy maszynerii, został zesłany na nowe stanowisko. Zbuntowanej, młodej zwyciężczyni wyszło to na korzyść. dzięki pomocy starego znajomego mogła dwa razy do roku przemycać swą uczennicę między dystryktami. Należało tylko nie rzucać się w oczy podczas "wsiadania" i zabawiać plotkami ludzi z Siódemki. W końcu jak wytłumaczyć czasową obecność nowej mieszkanki, w domu tryumfatora Igrzysk? Johanna znalazła na to dość prosty sposób: nazwała swą podopieczną imieniem Abigail i mówiła, że dziecko jest włóczęgą  i czasem przychodzi do Mason, bo ta zawsze da jej kromkę chleba. Był to bardzo marny pretekst, ale obywatele dystryktu nie potrzebowali lepszego. W gruncie rzeczy chyba nawet znali prawdę. Po prostu nie zamierzali nikogo wydać na pastwę władz. W rzeczywistości wymówka miała przydać się tylko, w razie gdyby Strażnicy Pokoju zaczęli sprawiać kłopoty. Na szczęście jak dotychczas udało sie tego cudem uniknąć. 
Skrzynki spakowane... 10 minut.
Johanna kurczowo przytulila do siebie Foxy, całując ją w czubek glowy:
- Będziesz na siebie uważać? - zapytała.
Lisica przewróciła oczami z teatralnym prychnięciem:
-Tak mamo- mruknęła z naciskiem na ostatnie słowo.
Stały jeszcze przez chwilę bez słów splecione w uścisku. Stacja w dystrykcie zajmującym się leśnictwem, była umiejscowiona niemal na granicy z dziką knieją, dzięki czemu czekając na transport mogly się ukrywać między drzewami, rosnącymi tuż przy peronie. Johannę bardzo to cieszyło, ponieważ utrudniało wszom Kapitolu podpatrzenie co tak na prawdę znajduje się w wagonie ich pociągu:
-Szybko nam zleciał ten miesiąc- westchnęła smutno weteranka igrzysk.
-Wrócę za rok- Obiecała Elise- a może nawet uda się w zimie! Tak jak zeszłego roku!
 Mason tylko pokiwała głową, jednak w głębi serca nękały ją jakieś złe przeczucia, że za rok już się tu nie spotkają:
-Nie zapomnij wziąć brata- Odparła mimo to. 
-No tak. Angus- Rudowłosa wyraźnie spochmurniała. Johannie wcale nie wydało się to dziwne. W końcu dobrze znała to uczucie: Dręczący serce niepokój, że twój bliski stoi na granicy życia... i igrzysk.
-Będę czekać- obiecała Mason.
Czas minął. Pociąg gotowy był do odjazdu. Teraz należało dokładnie skupić się na sytuacji na peronie, aby nie przeoczyć tego jedynego, idealnego momentu na "wsiadanie"
Nauczycielka po raz ostatni objęła swą uczennice i poklepała ją po plecach:
-Trzymam kciuki na dożynkach!-Obiecała- Choć to i tak bez znaczenia, bo wiem, że szczęście Ci sprzyja- dodała po chwili.
 Elise uśmiechnęła się, cmoknęła Johannę w policzek i wyszeptała jej do ucha:
-Dziękuje za wszystko. Do zaobaczenia.
-Widzimy się za pół roku! Trzymaj się!
I w tej chwili nadszedł idealny moment. Jak zwykle Colin, który wsiadał ostatni, przeszedł wzdłuż wszystkich wagonów, sprawdzając czy są domknięte. Tylko na ułamek sekundy uchylił drzwiczki z napisem "Dystrykt 5" by ponownie trzasnąć nimi z cała siłą. To wystarczyło, aby wysoka, szczuplutka dziewczyna z burzą rudych włosów i małym plecakiem zarzuconym na ramię wślizgnęła się niespostrzeżenie. Colin natychmiast powrócił do przedziału dla obsługi. Na odchodnym skinął głową z lekkim uśmiechem w stronę skupiska drzew obok stacji.
-Dzięki- Wszyseptała w jego stronę ukryta w gąszczu Johanna.  
Po chwili maszyna ruszyła w dalszą trasę z łoskotem. Kiedy znikała za zakrętem Mason rzuciła ostatnie spojrzenie na wagon Piątki:
-Kocham Cię, Lisie - mruknęła opuszczając głowę- Ciebie już nie mogą mi odebrać!


*** 
Nawet pogoda szydziła sobie z obywateli Panem. Na przekór wszystkiemu dzień dożynek był słoneczny i bezchmurny, a orzeźwiający wiatr delikatnie rozwiewał włosy, niosąc przyjemny chłód. Johanna Mason stała odziana w długa czarną suknię na scenie na placu centralnym dystryktu, przed Pałacem Sprawiedliwości. Poniżej powoli zebrała się coraz większa grupa przestraszonych dzieci i ich rodziców, którzy płakali, modlili się, lub przytulali swe pociechy.
Na ten widok w głowie Mason kumulowała się tylko jedna myśl:
~Boże, jak ja nienawidzę tego pieprzonego Kapitolu.
Strażnicy Pokoju chodzili wśród zebranych rozdzielając ich według wieku, zaś rodziną każąc zająć oddzielny sektor. Całe zamieszanie trwało około 20 minut. Przez ten czas wszystkie spóźnione osoby  zamieszkujące Siódemkę zdążyły dotrzeć na miejsce. Uroczystość rozpoczął burmistrz, jak zwykle opowiadając tę samą znaną już wszystkim historię poskromienia Trzynastki. Johanna nawet nie próbowała udawać, że go słucha. Rozglądała się tylko rozmyślając, które z tych przestraszonych bogu ducha winnych dzieci trafi tym razem na arenę. Kiedy nadszedł czas losowania Heather Crawford, kobieta o sztucznie wyglądającej twarzy a na raz zielono-włosa opiekunka trybutów z Siódemki zawołała do mikrofonu:
-Drogie panie i panowie! Pewnie nie możecie się już doczekać, aby usłyszeć kto dostąpi tego wspaniałego zaszczytu. A więc... - Tu zanurzyła dłoń w puli nazwisk, przesypując miedzy palcami karteczki z nazwiskami- Naszą przedstawicielką będzie... - Wyciągnęła jedną z nich i rozprostowała
-Jasminne Parks!  Brawo!
-NIEEEEEEE- Nagły krzyk przerwał jej wypowiedź. Blondynek, mniej więcej w wieku Foxy zaczął się rozpychać między zgromadzonymi, przepychając sie w stronę wyczytanej trybutki:
-Weźcie mnie! Błagam! Weźcie mnie zamiast Jasminne- krzyczał.
Heather zaśmiała się złośliwie:
-Coś mi się wydaje, że nie jesteś jednak dziewczynką. A pragnę zauważyć, że zastąpić można tylko osobę tej samej płci.
W tej chwili Strażnicy Pokoju odciągnęli nastolatka spod sceny szarpiąc go przy tym za kark. Wypchnięta na podium została zaś roztrzęsiona dziewczynka, niezwykle podobna do chłopca, który usiłował ją ocalić. Zapewne byli rodzeństwem. Mała miała okrągłą dziecinną twarzyczkę i blond loki opadające do polowy pleców. Ubrana była w biała, nieco za małą sukienkę, a z jej oczu płynęły łzy. Crawford przejęła na scenie trybutkę i obróciła ją w stronę publiki:
-Oto nasza Jasminne!- Zawołała, po czym zwróciła się bezpośrednio do zawodniczki:
-Ile masz lat?
-Trzynaście- odparło dziecko. 
Wśród tłumu rozległ się donośny szloch. Matka wylosowanej wyciągała dłonie w stronę swego dziecka, jednak Strażnicy Pokoju ponownie zadbali o to, by nie robiła problemów. W tym czasie Heather ponownie zanurzyła rękę w pli i wyjęła kolejny świstek:
- A naszym męskim reprezentantem... - zapowiadała rozkładając arkusz- będzie... - Tu uśmiechnięta się szyderczo- No co za zbieg okoliczności! Jason Parks!
Chłopiec, który przed momentem usiłował ocalić siostrę stał teraz jak wryty wpatrując się w opiekunkę z niedowierzaniem. Nawet nie zorientował się, kiedy wrzucono go brutalnie na podium, a Jasminne wybuchnęła donośnym płaczem.
Serce Johanny zawrzało gniewem. Takiej winy nie była w stanie wybaczyć. obiecała sobie, że pewnego dnia zamorduje Snowa i organizatorów tej piekielnej rzezi.
----------------

Miałam taki dłuższy zastój, ale odegnałam go nareszcie. I oto notka gotowa. Zapraszam do komentowania. A w zakładce bohaterowie wkrótce pojawi się opis postaci Jasminne i Jasona.